piątek, 13 sierpnia 2010

Krótko o celibacie


        Rzekli Mu uczniowie: Jeśli tak ma się sprawa człowieka z żoną, to nie warto się żenić. Lecz On im odpowiedział: Nie wszyscy to pojmują, lecz tylko ci, którym to jest dane. Bo są niezdatni do małżeństwa, którzy z łona matki takimi się urodzili; i są niezdatni do małżeństwa, których ludzie takimi uczynili; a są i tacy bezżenni, którzy dla królestwa niebieskiego sami zostali bezżenni. Kto może pojąć, niech pojmuje! (Mt 19,10-12)

 

Czy warto się żenić (wychodzić za mąż)? Na to zapytanie uczniów, Jezus nie odpowiada, iż nie warto. Tłumaczy jedynie sens pozostania bezżennym. Motywem do tego nie jest wcale ułatwienie sobie życia, szukanie wygody, lecz całkowita dyspozycyjność dla sprawy Królestwa. Celibat jest więc zaproszeniem, by w życiu wybranych uczniów stawał się znakiem dla innych. To dar, który powoli odkrywa swój sens dla tego, kto zdecydował się go przyjąć oraz realizować w swoim życiu.

W ostatnim czasie rozgorzała polemika na temat sensu celibatu duchownych w dzisiejszym świecie. Trwają zażarte batalie przeciwników celibatu z jego obrońcami. Wydaje się, że coraz mniej prezbiterów wierzy w jego sens. Spośród nich jakiś procent nie przestrzega go. To wynik zupełnego nie rozumienia Jezusowych słów z Ewangelii. Faktem jest, iż celibat jest tradycją Kościoła i został wprowadzony prawnie w XI w., lecz jego powszechną praktykę widzi się dużo wcześniej.

         Być bezżennym dla królestwa niebieskiego to prorocko zapowiadać jego pełnię (Mt 22,30). Jezus zna trudy takiego wyboru życiowego, ale nie pozostawia celibatariuszów samymi. Jest zawsze przy nich (por. Mt 18,29). Człowiek prawdziwie żyjący wiarą, kontaktem z Chrystusem – nigdy nie będzie uskarżał się więc na samotność. Sam Jezus wybrał życie w bezżenności. A przecież prezbiter ma być Jego żywym znakiem obecności we wspólnocie. 

Warto więc się żenić?... Dla jednych jest to wskazane (związek kobiety z mężczyzną jest podstawowym, naturalnym środowiskiem uświęcenia człowieka), a dla innych nie. Jednak owo „nie” to zaproszenie. Każdy przyszły prezbiter ma czas, by przemyśleć je oraz podjąć konkretny, wolny wybór w swoim sercu. Dlatego niezrozumiałe są późniejsze zachowania niektórych, łamiące celibat. Nie mnie to oceniać. Oni sami staną kiedyś przed Panem, który zapyta tylko o miłość. Tę, która jest odpowiedzialna, dotrzymuje przyrzeczeń, szuka Boga i Jego spraw, a nie hedonistycznych, egoistycznych zachowań, które ranią innych i stają się zgorszeniem. Taką miłość, która staje się widzialnym znakiem dla innych. Bo celibat to sprawa miłości.

„Kto może pojąć, niech pojmuje!”, a kto nie – niech przynajmniej nie neguje wartości i sensu świadomego wyboru innych.


Brak komentarzy: