poniedziałek, 5 lipca 2010

Krew na płaszczu


       Wtedy właśnie jakaś kobieta, od dwunastu lat chorująca na upływ krwi, dotknęła z tyłu skraju jego płaszcza. Bo mówiła sobie: "Jeśli dotknę choćby Jego płaszcza, będę ocalona". Jezus odwrócił się i gdy ją zobaczył, powiedział: "Odwagi, córko, twoja wiara przyniosła ci ocalenie". Od tej godziny była już zdrowa (Mt 9,20-22)

 

Sytuacja kobiety cierpiącej na krwotok była tak trudna, że ta bezimienna niewiasta znajdowała się na granicy życia. Upływ krwi oznaczać może zbliżanie się do śmierci. Krew bowiem w pojęciu współczesnych Jezusowi była substancją noszącą w sobie życie. Czyli, z każdym kolejnym krwotokiem upływało z kobiety życie (chęć do życia). Była być może na skraju załamania, myślała może o samobójstwie. I ta myśl męczyła ją przez długi czas: dwanaście lat nieustannych udręczeń. W dodatku nie miała w nikim oparcia, bowiem – zgodnie z przyjętym Prawem żydowskim – nieustannie przebywała w stanie nieczystości. Była wyrzucona na margines życie społecznego. Odrzucona przez wszystkich dookoła.

Ale nie przez Jezusa. On potrafił ją dostrzec w tłumie. Jako jedyny spośród wielu otaczających ją ludzi. Jako jedyny od dwunastu lat.

W spojrzeniu Chrystusa następuje spotkanie Boga z człowiekiem. Jednakże ze strony człowieka potrzeba choćby odrobiny wiary w moc Chrystusa Mesjasza, która otwiera drogę do innego życia. Wiara ocala. Jej mocą Jezus przywraca do życia. Rodzi się nowe życie: dla zrezygnowanych istnieniem, nieustanną codzienną walką o lepsze jutro, odrzuconych przez wszystkich, czujących się samotnie. Dotknąć się chociażby płaszcza Jezusa. I to wystarczy!


Brak komentarzy: