poniedziałek, 31 maja 2010

Małe jest piękne


     A Maryja rzekła: "Uwielbia dusza moja Pana. Duch mój weselem się napełnił dzięki Bogu, mojemu Zbawicielowi, że spojrzał na taką małość swojej służebnicy. Bo oto odtąd błogosławić mnie będą wszystkie pokolenia, że mnie On, Możny, tak wielkie rzeczy uczynił. Święte Jego imię! Jego miłosierdzie przez pokolenia i pokolenia dla żyjących w Jego bojaźni. Okazał w dziełach moc swojego ramienia, rozproszył unoszących się pychą w myślach serc swoich. Strącił możnych ze stołków, a małych uczynił wielkimi. Cierpiących głód napełnił dobrami, a bogatych z gołymi rękami odprawił. Ujął się za Izraelem, swoim sługą, aby pamiętano o Jego miłosierdziu, jak powiedział do naszych przodków: Abrahamowi i jego potomstwu na wieki" (Łk 1,46-55)

 

Hymn uwielbienia spontanicznie wypowiedziany przez młodą dziewczynę żydowską. Takie słowa mogą pochodzić jedynie z głębi duszy („Wielbi dusza moja Pana”) Maryja przedstawia się jako mała służebnica Jahwe, Zbawcy Izraela. Jest zadziwiona wielkością Boga, która przychodzi do małości człowieka. A zarazem wie, że zawsze w historii zbawienia Wszechmocny do swoich planów zawsze wybierał to, co niepozorne, małe, niezauważalne. Niepojęta logika Boża: gustuje On nie w tym, co wielkie lecz w tym, co pokorne. 

Maryja doskonale odczuwała bliskość Boga, Jego wybraństwo, chociaż nie rozumiała tego, co miało się wydarzyć w Jej życiu. Dała się ponieść wiatrowi Ducha, nie wiedząc, dokąd Ją zawiedzie. Zdanie się na wolę Pana w stosunku do nas zawsze przyniesie owoce.

Szukamy czasami okazji, by być „kimś”: ważnym, wielkim, docenionym. Małość jest niepopularna, niechciana, odrzucana. Prawdziwie wolni są ludzie, którzy wiedzą, iż nie muszą być ludźmi sukcesu, wielkości czy kariery by być szczęśliwymi. Bo szczęście, to bezinteresowna miłość którą możemy odczuwać. Ze strony Boga – zawsze. Ze strony ludzi – niekoniecznie zawsze. Dlatego człowiek autentycznie wierzący to ten, który znajduje radość oraz szczęście jedynie w miłości Boga, która nigdy nie zawodzi. Maryja jest błogosławiona przez wszystkie pokolenia, gdyż posiadła tę życiową prawdę.


niedziela, 30 maja 2010

Wielki nieznajomy z naprzeciwka


     Wiele mam jeszcze do powiedzenia wam, lecz teraz nie jesteście zdolni udźwignąć. Kiedy przyjdzie On, Duch prawdy, On was wprowadzi w całą prawdę, bo nie będzie mówił od siebie, lecz co usłyszy, powie. Także rzeczy przyszłe wam ujawni. On mnie otoczy chwałą, bo ode mnie weźmie i wam objawi. Wszystko, co ma Ojciec, jest moje; dlatego powiedziałem, że ode mnie weźmie i wam objawi (J 16,12-15)

 

Odkrywanie prawdy dokonuje się powoli. Również w naszym życiu, odkrywanie Boga i Jego miłości dokonuje się stopniowo. Człowiek nie jest zdolny przyjąć całej prawdy o swoim Stwórcy, lecz Duch pomaga nam napełnić naszą wiedzę oraz serce do samego końca. Na ile jesteśmy zdolni ją przyjąć.

Najpełniej można poznać Boga wtedy, kiedy dowiadujemy się o Nim od Niego samego. Kiedy przedstawia się nam osobiście. Dlatego tak ważne jest otwarcie się na słowo Ewangelii, drugiego człowieka, wspólnotę Kościoła. To uprzywilejowane miejsca, gdzie przebywa Pan. Kiedy oddajesz chwałę Bogu, jednocześnie poznajesz Go, gdyż możesz odczuwać Jego żywą obecność. To prostsze niż zawiłe traktaty teologiczne odnośnie Boga. Po prostu: uklęknij w ciszy serca, dziękuj i wzywaj Jego Imienia. Prawdę Bożą poznaje się nie przez skomplikowane konstrukcje myślowe. Prawdę o Bogu poznaje się na kolanach.


sobota, 29 maja 2010

Nie wtrącaj się!


     Znowu przyszli do Jerozolimy. Kiedy chodził po terenie świątyni, podeszli do Niego arcykapłani, uczeni w Piśmie i starsi i pytali Go: "Jaką władzą to czynisz? Albo kto Ci dał taką władzę, abyś to czynił?" Jezus im rzekł: "Zapytam was o jedną rzecz. Jeśli mi odpowiecie, to i ja wam powiem, jaką władzą to czynię. Czy Janowy chrzest był z nieba czy od ludzi? Odpowiedzcie mi". Rozważali to między sobą, mówiąc: "Jeśli powiemy: "Z nieba", zapyta: "Dlaczego więc nie uwierzyliście mu?" A zatem powiedzmy: "Od ludzi"". Bali się jednak tłumu, bo wszyscy uważali Jana za prawdziwego proroka. Dlatego odpowiadając Jezusowi oświadczyli: "Nie wiemy". Wtedy Jezus im rzekł: "To i ja wam nie powiem, jaką władzą to czynię" (Mk 11,27-33)

 

Spór o autorytety. Jak zawsze, kiedy brakuje argumentów, sięga się po wyższe racje. Autorytet może mieć charakter prawny lub moralny. Dobrze, jeżeli obydwa idą w parze.

Przywódcy religijni i polityczni Żydów tracili wobec Jezusa swoją ugruntowaną pozycję w narodzie. Nowa nauka przyniesiona przez Chrystusa powodowała zamieszanie w ich rządzeniu. Podejmowali wiele wysiłków, by ją podważyć. W końcu, bezsilni, wprost uciekają się do ostatecznego argumentu jakim jest pytanie o autorytet. Według przekazywanej tradycji to właśnie kasta arcykapłanów miała patent na nieomylne opinie oraz nauczanie. W dodatku faryzeusze cieszyli się coraz większą popularnością u ludzi, co też nie odpowiadało arcykapłanom. Rozpoczynają więc wyrafinowaną grę polityczną, żeby utrzymać się przy władzy.

„Kto Ci dał taką władzę?!”, czyli: „Jakim prawem to czynisz?”, czyli: „Nie masz żadnego prawa tego robić nie będąc z rodu arcykapłanów!”. To nie tylko wyrzut, ale żądanie aby Jezus zaprzestał swojej działalności. Tutaj nie chodzi o dobro ludzi, lecz o władzę. A ta często depcze tych, którym winna służyć. Jezus nie czuje się władcą człowieka, lecz jego sługą. Nie stawia się wyżej od innych, lecz uniża się. To niezrozumiałe dla tych, którym żądza władzy zaślepia oczy oraz serce. Są wpatrzeni jedynie we własne interesy i ich powodzenie. Znając odpowiedź na zapytanie Jezusa, uciekają się do użycia kłamstwa. Kłamstwo zamyka drogę do przyjęcia prawdy. Dlatego i Chrystus nie powtarza tego, o czym wiedzą w sercach. Muszą to przemyśleć raz jeszcze, odkryć, zweryfikować. By uwierzyć potrzeba trudu.

Mamy do Jezusa wiele pytań. Czasami słyszałem wyrzut: „Dlaczego Bóg się wtrąca w moje życie?” Jeżeli nie odczujemy, że owo wtrącanie się (prowadzenie) Boga ma sens i zawsze jest zaproszeniem, to nie znajdziemy odpowiedzi na to pytanie.


piątek, 28 maja 2010

Krajobraz życia z górą w tle


       Jezus na to im rzekł: "Miejcie wiarę w Boga. Zapewniam was: kto rozkaże tej górze: "Unieś się i rzuć się w morze", a nie będzie się wahał w swoim sercu, lecz będzie wierzył, że stanie się, co rozkazuje, stanie się mu. Dlatego mówię wam: wierzcie, że wszystko, o co się modlicie i prosicie, już otrzymaliście i będziecie mieć. A kiedy stajecie do modlitwy, przebaczcie, jeśli coś macie przeciw komukolwiek, aby także wasz Ojciec, Ten w niebie, przebaczył wam wasze przewinienia" (Mk 11,22-25)

 

Lekcja wiary dla uczniów. Wyrzut sumienia dla nas. Że nie wierzymy do końca obietnicom Boga. I wcale nie chodzi tutaj o jakieś geograficzne szczyty, lecz o piętrzące się przed nami góry naszych nierozwiązanych problemów. Przepychamy je sami, chcemy obejść, zapomnieć o wznoszących się przed nami przeszkodach. Tak stale, bez żadnych rezultatów. Aż w końcu przyzwyczajamy się do tych nieporuszonych wzniesień, ustajemy w trudzie ich przesuwania, wmawiając sobie, że to przecież niemożliwe.

„Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia!” (Flp 4,13) – i Paweł faktycznie mocą wiary w Pana oraz modlitwą usunął ze swojej trudnej drogi wiele gór. Pan Bóg zna nasze pragnienia i problemy zanim je wypowiemy. Lecz i my musimy prosić o pomoc w tym, co nas nurtuje. I to z czystym sercem, tzn. z uporządkowaną relacją wobec drugiego człowieka. 

A tak by się chciało wiarą góry przenosić!... A w codzienności nawet niewielki pagórek stoi przede mną nieruchomo jak stał. Za mało we mnie widać wiary. Nie pozostaje nic innego, jak powtarzać do ucha Jezusa za apostołami: „Wierzymy, lecz przymnóż nam wiary!” (zob. Łk 17,5)


czwartek, 27 maja 2010

Niewiadoma niewidomego


        Przyszli do Jerycha. Kiedy wychodził z Jerycha, a z Nim Jego uczniowie i duża gromada, syn Tymeusza, Bartymeusz, niewidomy żebrak, siedział przy drodze. Kiedy się dowiedział, że jest tu Jezus z Nazaretu, zaczął wołać: "Synu Dawida, Jezusie, zlituj się nade mną!" Wielu go strofowało, żeby był cicho. On jednak jeszcze głośniej krzyczał: "Synu Dawida, zlituj się nade mną!!!" Zatrzymał się Jezus i rzekł: "Przywołajcie go". Przywołali niewidomego, mówiąc mu: "Odwagi, wstań, woła cię". On odrzucił swój płaszcz, poderwał się i przyszedł do Jezusa. Wtedy Jezus zapytał go: "Co chcesz, abym dla ciebie zrobił?" Niewidomy powiedział Mu: "Rabbuni, abym wzrok odzyskał". Jezus mu rzekł: "Idź, twoja wiara przywróciła ci zdrowie". Z miejsca odzyskał wzrok i szedł za Nim drogą (Mk 10,46-52)

 

Życie osoby niewidomej jest trudne. Osoba taka musi uczyć się żyć w nowej rzeczywistości, często zdana na pomoc innych. Ale jeszcze straszniejsza jest ślepota duchowa, którą można nazwać tkwieniem w ciemnościach błędów, grzechów, egoizmu. W takim rozumieniu każdy z nas może nazwać się niewidomym, tkwiącym z daleka od światła Ewangelii. W tym kontekście opowiadanie o uzdrowieniu niewidomego pod Jerychem nabiera dla nas aktualności.

Bartymeusz stracił wzrok na jakimś etapie swojego życia. Świadczą o tym słowa określające jego przypadłość użyte w oryginale greckim. Doskonale wiedział więc, co stracił i jak cenne jest ponowne widzenie. Ludzie niewidomi mają bardziej wyostrzone zmysły słuchu i pamięci. Można przypuszczać, że właśnie dzięki słuchaniu oraz zapamiętaniu usłyszanych słów, zrodziła się w Bartymeuszu wiara w Jezusa, Syna Dawidowego (więc: prawdziwego, wyczekiwanego przez Izrael Mesjasza). Zadziwiający jest ten poryw wiary, na przekór uciszającym go osobom oraz innym przeciwnościom. Prosta deklaracja, ale nasycona wielką treścią: uznanie Jezusa za Mesjasza i pokorne, szczere przyznanie, iż jest się grzesznikiem. „Synu Dawida, zmiłuj się nade mną!!!”. To krzyk, wrzask wiary.

Jak niewiele potrzeba do wyjścia z naszych ciemności! Wystarczy pełne wiary zwrócenie się ku Jezusowi (Światłości świata), uznanie swojej niemocy oraz zrobienie choć jednego kroku w stronę przechodzącego Zbawiciela. Aby zrodziła się w nas wiara potrzeba wpierw słuchania Słowa oraz zapisania go w sercu. Przypominania go każdego dnia. By potem wykrzyczeć Jezusowi naszą potrzebę wyjścia z ciemności.

 

środa, 26 maja 2010

Służyć żeby żyć


       Wtedy Jezus przywołał ich i powiedział: "Wiecie, że ci, którzy zamierzają utrzymać władzę nad narodami i ich wielcy [urzędnicy], poddają je swojej władczej woli. Nie tak będzie między wami, lecz kto wśród was będzie chciał stać się kimś wielki, ten będzie waszym sługą; a kto będzie chciał być pierwszy wśród was, będzie waszym niewolnikiem. Bo i Syn Człowieczy przyszedł, nie aby być obsługiwanym, lecz aby służyć i oddać swoje życie jako okup za wielu" (Mk 10,42-45)

 

Powiedzieć dzisiaj do kogoś „sługa” ma wymiar pejoratywny. Nikt nie chce być sługą, lecz, przeciwnie, każdy chce być obsługiwany i to w możliwie jak najlepszy sposób.

Przewrót Jezusa: sługa i niewolnik są najwięksi w Jego królestwie, a nie ci, którzy mniemają iż posiadając jakąkolwiek władzę, są ważni dla świata. Nie tak ma być między braćmi w jednej wierze. Pierwsi stają się ostatnimi, a ostatni pierwszymi.

Służba, która ma charakteryzować naśladowców i o której mówi Jezus, to: bezinteresowna pomoc, troska o kogoś, opieka. Przykładem takiego sługi był niewolnik. Był on zależny całkiem od swojego pana, wykonywał wszystkie jego polecenia, nie otrzymując zapłaty. Nie posiadał też praw ludzi wolnych.

Jezus wskazał swoim życiem kształt, jaki ma przybierać taka służba. Jezus jest niewolnikiem miłości do człowieka, całkowicie oddał siebie dla naszego zbawienia. Stąd gest obmywania stóp apostołom; gest pokory, uniżenia, który przypadał w udziale niewolnikom.

Chrystus ukazał więc nowy sens służby, dzięki której spotkany człowiek czuje się ważny, doceniony oraz zauważony.

Niestety, z bólem trzeba stwierdzić, że tej służby ciągle brak pośród wierzących. Począwszy od hierarchii kościelnej skupiającej się nie na otrzymanym obowiązku moralnym służby innym, lecz na gromadzeniu wokół siebie służalczych ludzi, którzy za odrobinę łaskawego spojrzenia swojego szefa potrafią robić największe świństwa. Kiedy na to patrzę, sytuacja sprawia mi wielki ból. Tak postępują ludzie uzurpujący sobie władzę; tyrani i despoci. „Nie tak będzie między wami...”

Wiem, jak trudno jest służyć innym do samego końca. Bo wtedy trzeba przestać poszukiwać siebie i swojego dobra. Lecz mając przed sobą jasny obraz służby Jezusa, człowiek prawdziwie traktujący swoją wiarę, nie może żyć inaczej. Pozostaje też pytanie: czy warto żyć inaczej niż iść drogą, którą wskazał Mistrz? Wcześniej czy później przyjdzie każdemu z nas stanąć w prawdzie o swojej służbie przed Tym, który nas do niej zaprosił.


wtorek, 25 maja 2010

Na ślad owcy


       Odezwawszy się Piotr, tak Go zapytał: "Oto my zostawiliśmy wszystko i poszliśmy z Tobą". Jezus odpowiedział: "Zapewniam was, nie będzie takiego, który by ze względu na mnie i na ewangelię zostawił dom, czy braci, czy siostry, czy matkę, czy ojca, czy dzieci, czy pole, a nie otrzymałby teraz, na tym świecie, sto razy tyle domów, i braci, i sióstr, i matek, i dzieci, i pól - razem z prześladowaniami - a w świecie przyszłym życia wiecznego. A wielu pierwszych będzie ostatnimi, a ostatnich pierwszymi" (Mk 10,28-31)


Interesowność ludzka bywa często wpisana w ludzkie działanie. „Co ja z tego będę miał?...” – słyszy się mniej lub bardziej wprost z ust niektórych ludzi. Również apostołowie wypominają Jezusowi, iż zostawili dla Niego wszystko i dlatego oczekują czegoś w zamian.

Jezus rozumie tę słabość ludzkiej natury. Rozumie, iż mentalność uczniów nie wkroczyła jeszcze w fazę rozumienia tajemnic Królestwa, które im objawiał. Uczniowie w głębi siebie spodziewali się jakichś korzyści z powodu swojego wyboru. Być może tego, że gdy Jezus zasiądzie jako Mesjasz na tronie, będą mogli uszczknąć co nieco z Jego władzy. Nie rozumieją królestwa które głosi, w kategorii duchowej, lecz ziemskiej; materialnej oraz politycznej. Chrystus nie obiecuje swoim naśladowcom ziemskiego przepychu, przeciwnie: zetkną się z prześladowaniami, uciskiem, trudem. Niezbyt atrakcyjna perspektywa, nie ma co! Lecz pośród tego będą czuli bliskość innych braci i sióstr w wierze, którzy też wybrali tę samą drogę. W ich otwartych sercach znajdą ciepło domu. To ciepło buduje życie oraz wieczność.

W moim życiu doświadczyłem prawdy tej ewangelii. Idąc za Jezusem spotykam mnóstwo ludzi, którzy są dla mnie jak bracia i siostry. Niektórzy dani na dany czas, inni na dłużej. Za każdego z nich i wyświadczone dobro, dziękuję Ojcu. Wcześniej ja sobie dobierałem znajomych i przyjaciół (którzy nagle gdzieś przepadali, i to w momentach kiedy może najbardziej ich potrzebowałem). Od kiedy Bóg zaczął stawiać na mojej drodze ludzi, czuję się prawdziwie i bezinteresownie przez nich kochany. 

Warto inwestować w pomysły Boga, nie oczekując niczego. Bo tylko wtedy może okazać się, iż zyskasz dużo więcej niż mógłbyś się spodziewać.


poniedziałek, 24 maja 2010

Jeden brak i do widzenia


        Kiedy już wybierał się w drogę, przybiegł ktoś i padając przed Nim na kolana, pytał Go: "Nauczycielu dobry, co mam zrobić, aby stać się dziedzicem życia wiecznego?" Jezus mu odpowiedział: "Dlaczego nazywasz mnie dobrym? Nikt dobry, tylko jeden Bóg. Przykazania znasz: Nie zabijaj, nie popełnij cudzołóstwa, nie ukradnij, nie złóż fałszywego zeznania, nie dopuść się grabieży, czcij ojca swego i matkę". Tamten Mu oświadczył: "Nauczycielu, to wszystko dokładnie zachowywałem od swojej młodości". Jezus spojrzał na niego z miłością i rzekł mu: "Jednego ci brak: idź, sprzedaj, co masz, i daj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź ze mną". Po takiej radzie tamten sposępniał i odszedł smutny. Miał bowiem wiele posiadłości (Mk 10,17-22)

 

Sława Jezusa jako nauczyciela wraz z Jego nauczaniem i cudami, które czynił, obiegała okolice Judei oraz Jerozolimy. Wielu słyszało o mistrzu z Galilei. Wielu też poszukiwało w Nim odpowiedzi na swoje wątpliwości, pytania i życiowe dylematy. Do nich zalicza się bezimienny człowiek (czyli: to może być każdy z nas!), który zapytuje o zbawienie. To także nasze pytanie: co mamy czynić, aby wejść do życia wiecznego?

Jezus daje wskazówkę, którą zna ten człowiek. Więcej: on tę drogę już przemierza od długiego czasu. To przestrzeganie Bożych wskazań zapisanych na kamiennych tablicach Przymierza. Z pewnością nie łatwe. Dlatego Jezus z miłością spojrzał na tego człowieka.

Człowiek ten, pomimo iż kroczył drogą Bożą, odczuwał, że coś hamuje go w drodze; coś ciągnie ku ziemi; jakiś niepokój nie daje mu pełni szczęścia oraz radości. Jezus rozpoznał, co to było. Chcąc mu pomóc, nazywa problem po imieniu i daje podpowiedź, co z nim uczynić; jak go definitywnie rozwiązać.

Nie jest łatwo oddać wszystko (całego siebie) dla Boga i sprawy Jego Królestwa. Nie chodzi w tej historii o bogactwo jedynie materialne, lecz o każdy rodzaj bogactwa, które zawsze odciąga od Boga. To może być coś lub ktoś, kto zajmuje pierwsze miejsce w życiu człowieka. Za Chrystusem może kroczyć jedynie człowiek wolny od wszelakich łańcuchów ciągnących go ku ziemi.

Uczniowie Jezusa nie byli wcale ludźmi ubogimi, rybacy i celnicy należeli bowiem do grupy średnio zamożnych ludzi. Oni potrafili jednak zrezygnować ze swej materialnej pozycji i pójść za Jezusem, nie do biedy, lecz oddać się w ręce dobrego Boga, znającego ich potrzeby i posiadającego wszystko. Jezus wskazuje na rolę całkowitego zaufania Jahwe, a nie swojemu bogactwu, jakiekolwiek cenne by nie było.

Któż więc może być zbawiony?... Ten, kto zaufał Panu i kroczy Jego drogami. Kto będzie miał skarb w niebie?... Ten, kto porzuci siebie i wyjdzie naprzeciw Boga w innym człowieku, ofiarując mu bogactwo swojego czasu, słowa, pomocy.

Kto więc może być zbawiony?... Ty i ja. Jeśli tylko tego z serca zapragniemy.


niedziela, 23 maja 2010

Mieszkanie do wynajęcia


     Jezus mu na to odrzekł: "Jeśli ktoś będzie mnie miłował, przestrzegać będzie mojej nauki. Ojciec mój także będzie go miłował, i przyjdziemy do niego, i mieszkanie u niego sobie uczynimy. Kto mnie nie będzie miłował, nie będzie przestrzegał moich nauk; a nauka, którą słyszycie, nie jest moja, lecz Tego, który mnie posłał: Ojca. To wszystko wam powiedziałem, będąc z wami. Ów Rzecznik natomiast, Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was o wszystkim pouczy i przypominać wam będzie wszystko, co ja wam powiedziałem (J 14,23-26)

 

Człowiek ma tendencję do maskowania, zapominania, wypierania tego, co jest niewygodne w jego życiu. Jest to chęć ucieczki od konfrontacji z Prawdą. Chęć ustawiania życia według tylko i wyłącznie utworzonych przez siebie zasad. One mają doprowadzić do bycia szczęśliwym, wyzwolonym oraz radosnym.

Każdy chce być szczęśliwym człowiekiem. Jednak szczęście jest zadaniem oczekującym realizacji we współdziałaniu z Bogiem. Poza Nim nie istnieje prawdziwe szczęście. Dlatego wszelkie ludzkie plany na szczęśliwość, które znajdują się poza Bogiem, wcześniej czy później przyniosą porażkę.

Jezus pragnie szczęścia każdego ucznia. To szczęście apostołowie oraz inni spotykający Chrystusa mieli możliwość dotknąć przebywając w bliskości Mistrza. Bo to jedynie On potrafi zaspokoić niepokoje i pragnienia ludzkiego serca. Tylko On jest szczęściem człowieka.

W swojej miłości, Chrystus zostawił nam swoją obecność na wieki. Posłał do nas swojego Rzecznika, upersonifikowaną moc Ojca, Dar przypominający drogę do szczęścia.

To On czyni z naszych serc mieszkania jednego Boga w trzech Osobach Przenajświętszej Trójcy. Czyni serca podatnymi na gościnę Boga, pouczając i przypominając zbawcze słowo Pana. Nie potrzeba wiele, by On zamieszkał w nas. Wystarczy z wiarą przyjąć Słowo, prosząc o światło Ducha do jego zrozumienia, przyjęcia oraz wcielania w codzienne życie. Po to, by coraz bardziej stawać się mieszkaniem Boga – Miłości. Nie pustostanem, nie graciarnią, nie spelunką, lecz po prostu – mieszkaniem...


sobota, 22 maja 2010

Co to kogo, misia Gogo!


       Gdy Piotr się odwrócił, zobaczył, że idzie też uczeń, którego Jezus lubił i który się oparł na piersi Jezusa w czasie wieczerzy i zapytał: "Panie, kto jest tym Twoim zdrajcą?" Otóż gdy Piotr go zobaczył, rzekł do Jezusa: "Panie, a co z tym?" Jezus mu odpowiedział: "Jeśli bym chciał, aby on pozostał aż do mego przybycia, co ci do tego? Ty idź za mną". Rozeszła się wtedy między braćmi taka wieść, że ten uczeń nie umrze. Jednak Jezus nie powiedział do niego: "Nie umrze", ale: "Jeśli bym chciał, aby on pozostał aż do mego przybycia, co ci do tego?" Był to uczeń, który właśnie daje świadectwo tym rzeczom i który je opisał. A wiemy, że prawdziwe jest jego świadectwo. Jest jednak jeszcze wiele innych [znaków], które Jezus uczynił. Gdyby je przedstawić dokładnie, to opisujących je ksiąg świat by chyba nie pomieścił (J 21,20-25)

                                                                                                                

Jakie intencje kierowały apostołem Piotrem, kiedy pytał Jezusa o los jego kolegi, Jana? Czy była to bezinteresowna troska o najmłodszego z uczniów? Ciekawość? A może zazdrość, bo był to uczeń umiłowany przez Pana? „Panie, a co z tym?” Wielu uczniom została przepowiedziana męczeńska śmierć z powodu wiary w Chrystusa. Janowi nie. To musiało zastanawiać, dziwić a nawet bulwersować grono apostołów. Czyżby Jezus nie traktował ich wszystkich jednakowo?

Chrystus zwraca uwagę Piotrowi, by bardziej skupił się na swoim powołaniu niż ingerował w Boże plany wobec innych. To nie jego sprawa. Nawet wtedy, kiedy czuje się szefem wspólnoty uczniów. Czy mamy prawo wtrącać się w życie innych? Chrystus wprost mówi: „Co ci do tego?” I słusznie można by uzupełnić to stwierdzenie: „To sprawa wyłącznie pomiędzy Mną i nim!”. Oczywiście, czasami Pan Bóg dopuszcza możliwość ingerencji w życie drugiego człowieka poprzez innego człowieka, lecz jest się wtedy jedynie posłańcem, zwiastunem Jego woli a nie zbawicielem innych. Wielu chrześcijan uważa się za tak wspaniałych, iż pretendują podświadomie do rangi zbawiciela innych. A przecież jest tylko jeden Zbawiciel, Jezus Chrystus!

Nachalna ewangelizacja jest anty-ewangelizacją. Więcej szkodzi, aniżeli przynosi dobra. Dobre głoszenie Jezusa to głoszenie swoim życiem, całym sobą – „TY idź za mną!”. Ty daj przykład wiary, nie oglądając się za siebie ani na innych. Resztę zostaw Bogu, On się o wszystko i o wszystkich zatroszczy. Dlatego dzieł jego miłości nie pomieszczą nawet wszystkie księgi świata. A każdego dnia ciągle ich przybywa!


piątek, 21 maja 2010

Ta i tamta miłość


    Kiedy zjedli śniadanie, Jezus zapytał Szymona Piotra: "Szymonie, [synu] Jana, czy miłujesz mnie bardziej niż ci tutaj?" Odpowiedział Mu: "Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham". Rzekł mu: "Paś jagnięta moje". Po raz drugi zapytał go: "Szymonie, [synu] Jana, czy miłujesz mnie?" Odpowiedział Mu: "Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham". Rzekł mu: "Bądź pasterzem mych owiec". Po raz trzeci go zapytał: "Szymonie, [synu] Jana, czy mnie kochasz?" Zasmucił się Piotr, że po raz trzeci go zapytał: "Czy mnie kochasz?", i tak Mu odpowiedział: "Panie, Ty wszystko wiesz, Ty widzisz, że Cię kocham". Rzekł mu Jezus: "Paś owce moje. O tak, oświadczam ci: gdy byłeś młodszy, sam się przepasywałeś i chodziłeś, gdzie chciałeś; kiedy się zestarzejesz, wyciągniesz swe ręce i inny cię przepasze, i pójdziesz, gdzie byś nie chciał". A powiedział tak wskazując, jaką śmiercią odda chwałę Bogu. Później, po tych słowach, rzekł mu: "Chodź ze mną" (J 21,15-19)


Trzy razy w obliczu potencjalnej śmierci zaparł się apostoł Piotr swojego Mistrza. Teraz trzy razy Jezus stawia mu zapytanie o miłość do Niego. Oryginalny grecki tekst eksponuje różnicę pomiędzy miłością w pełnym jej słowa znaczeniu a miłością opartą na szacunku, respekcie, poważaniu, podziwie. Taka miłość nie jest ideałem miłości, która w swojej istocie jest bezinteresowna i spala do samego końca.

Dialog Jezusa z Piotrem zawiera podwójne pojęcie miłości, w obydwu wymienionych wyżej znaczeniach. Jezus zapytuje dwukrotnie swojego ucznia o miłość w jej najgłębszym znaczeniu (agape). A Piotr... odpowiada, że kocha Go, lecz miłością nie aż tak idealną aczkolwiek bardzo przyjazną i życzliwą (filein). W końcu trzeci raz Chrystus zapytuje, czy Piotr kocha Go (lecz używa tutaj już nie określenia agape, lecz... filein!). Piotr potwierdza tę miłość. Zapytanie zgadza się doskonale z odpowiedzią. Pokora Jezusa, który kolejny raz zniża się do człowieka.

Pan Bóg zna nasze niedociągnięcia w miłowaniu, może strach przed pełnią miłowania, które często przynosi ból. Zna nasze zranienia na tym tle, braki (być może jeszcze z dzieciństwa). I nie oczekuje od nas więcej niż możemy dać na gruncie miłości. Wie, że do miłości ciągle musimy dojrzewać. Więc... uniża się pokornie ze swoją ogromną miłością do tej naszej, często trwożliwej i niedoskonałej.

Jak niesamowita jest ta miłość Boga: niezrozumiała i wspaniała! Niech więc prowadzi nas na drodze do kochania tych, którzy obok oczekują na ciepło naszego serca.


czwartek, 20 maja 2010

Od poznania do kochania


        Ojcze, według tego, co mi dałeś, chcę, aby i oni byli ze mną tam, gdzie ja jestem, tak by oglądali mą chwałę, którą mi dałeś, bo umiłowałeś mnie przed założeniem świata. Ojcze sprawiedliwy, świat Cię nie poznał, lecz ja Ciebie poznałem, i oni poznali, że Ty mnie posłałeś. Pozwoliłem też im poznać Twoje imię i będę im dawał poznać, aby miłość, którą mnie umiłowałeś, była w nich, a także ja w nich (J 17,24-26)

 

Miłość pragnie przebywać w bliskości ukochanej osoby. Chrystus powołuje się na zawsze obecną w Nim miłość Ojca, aby ukazać, że i Jego miłość do uczniów jest zawsze aktualna oraz naznaczona cichą obecnością. Świat jej nie widzi i nie pojmuje, lecz wierzący czują ogrom miłości swojego Nauczyciela w każdym momencie ich życia. To objawienie, które się nie kończy. Tak, jak nie kończy się prawdziwa miłość. Mamy więc zawsze szansę odszukać i poczuć miłość Jezusową.

Poznawanie jest jednak trudem, który trzeba podjąć by dojść do zbliżenia do kogoś. Poznanie czyjegoś imienia w Biblii było jednocześnie poznaniem całej osoby.

Kolejna dobra nowina przyniesiona przez Chrystusa: w Nim poznajemy, kim jest Bóg. A kim jest?.... Jezus mówi jasno: Ojcem. Naszym Ojcem! Jeżeli masz w sobie inne wyobrażenie Boga, zapytaj o Jego imię Jezusa.


środa, 19 maja 2010

Świat i pozaświat


       Ja już nie będę na świecie, a oni będą na świecie, ja bowiem idę do Ciebie. Ojcze święty, zachowaj ich w moim imieniu, które mi dałeś, aby jak my jedno byli. Gdy byłem z nimi, ja ich zachowywałem w imieniu Twoim, które mi dałeś, i ustrzegłem ich. Żaden z nich nie zginął - z wyjątkiem owego syna zatracenia - i tak wypełniło się Pismo. Teraz idę do Ciebie i to mówię na świecie, aby mieli w sobie moją radość pełną. Ja przekazałem im Twoją naukę, a świat zaczął ich nienawidzić, bo oni nie są ze świata, jak i ja nie jestem ze świata. Nie proszę, abyś ich zabrał ze świata, lecz żebyś ich zachował od zepsucia. Oni nie są ze świata, jak i ja nie jestem ze świata. Poświęć ich dla prawdy. Prawdą jest Twoje słowo. Jak mnie posłałeś na świat, tak i ja na świat ich posłałem. Za nich ja siebie poświęcam, aby i oni byli poświęceni dla prawdy (J 17,11-19) 

 

Jedność nie polega na byciu takimi samymi, identycznym zachowywaniu się czy myśleniu. To poszukiwanie wspólnej drogi, opartej na jednym celu i mającej jako pomoc konkretne środki do jego osiągnięcia. Tylko wtedy każdy z nas może wnosić do jednego dzieła niepowtarzalną cząstkę samego siebie. I tylko wtedy człowiek może odkryć swoją jedyną rolę, jaką posiada pośród innych osób, zjednoczonych wokół wspólnych ideałów.

Uczniowie Jezusa „nie są ze świata”, gdyż świat głosi ewangelię egocentryzmu: żyj tak, by jak najlepiej ustawić się w tym życiu, jak najwięcej wziąć dla siebie. W rezultacie taka postawa nie prowadzi do radości, a wręcz przeciwnie: do ciągłych stresów, niezadowolenia, malkontenctwa i wiecznego niezaspokojenia.

Ewangelia Chrystusowa głosi pełnię radości i prawdy, którą osiąga się w jedności z innymi. Nie inaczej. Tylko radość dzielona z innymi jest prawdziwą radością a prawda zweryfikowana z innymi oraz wobec innych (w świetle Słowa) jest autentyczną prawdą.

Jezus modli się dla nas o dary, jednocześnie wiedząc, że samemu trzeba po nie sięgnąć. To niełatwe zadanie, bo pokusy wciąż czyhają. Łatwo jest zepsuć nawet to, co się dobrze zaczęło. Mając jednakże wstawiennictwo zwycięskiego Baranka, nie musimy się trwożyć żadnych trudów! On poświęcił się za każdego z nas, abyśmy teraz my byli uświęceni w prawdzie.


wtorek, 18 maja 2010

Modlitwa z procentami


       A na tym polega życie wieczne, aby poznawali Ciebie, jedynego prawdziwego Boga, oraz Tego, którego posłałeś: Jezusa Chrystusa. Ja na ziemi otoczyłem Cię chwałą przez wypełnienie zadania, które mi dałeś do spełnienia. A teraz Ty, Ojcze, otocz mnie przy sobie tą chwałą, którą miałem przy Tobie, zanim stał się świat (J 17,3-5)


Słowa modlitwy Chrystusa wypowiedziane na zakończenie paschalnej uczty. W tle rysuje się już posępny kształt krzyża. Jezus coraz częściej szuka wsparcia Ojca. Nie tylko dla siebie lecz również dla tych, których umiłował i którzy Mu zaufali podążając Jego drogą. Modlitwa nie wyuczonymi na pamięć formułkami, ale intymnymi słowami płynącymi z głębi serca. Na drewnianym chórze w franciszkańskim sanktuarium w Fonte Colombo, które znajduje się niedaleko miejsca gdzie obecnie mieszkam, wypisane jest: „Si cor non orat in vanum lingua laborat”: Jeżeli serce się nie modli, usta na próżno pracują. To nie tylko spostrzeżenie, lecz zaproszenie. I zarazem pewien wyrzut sumienia.

Życie wieczne to poznanie Boga w Chrystusie, bo On jest Życiem. Im bliżej jesteśmy Boga, tym bardziej doświadczamy w sobie życia. Już teraz. Bliskość Boga rodzi się w człowieku pełniącym Jego wolę. Kroczenie wolą Pana nie zniewala, lecz daje wolność. Dla Jezusa taką wolnością, nawet w obliczu śmierci, było chwalenie Boga. Zanurzenie się w chwale (modlitwie) prowadzi do poznania jedynego prawdziwego Boga. Modląc się, dotykamy wieczności. 

I tylko żeby zawsze była to modlitwa serca pragnącego przytulić się jak dziecko do ukochanego taty. Może prośba o zaufanie, by całkowicie podążać drogami, jakie nam wytycza?


poniedziałek, 17 maja 2010

Od deklaracji do akcji


        Uczniowie Jego odezwali się na to: "Oto teraz otwarcie pouczasz i nie mówisz przez jakąś przypowieść. Teraz widzimy, że Ty wiesz wszystko i nie ma potrzeby, aby Cię ktoś pytał. Dlatego wierzymy, że wyszedłeś od Ojca". Jezus im rzekł: "Już wierzycie?... Oto zbliża się godzina, nawet już nadeszła, że się rozproszycie, każdy w swoją stronę, a mnie zostawicie samego. Jednak nie jestem sam, bo Ojciec jest ze mną. To wam powiedziałem, abyście we mnie posiedli pokój. Na świecie udrękę cierpicie, lecz bądźcie ufni, ja świat zwyciężyłem" (J 16,29-33)

 

Deklaracje słowne są zawsze pełne podniosłości oraz pewności, lecz często nie mają potem pokrycia w rzeczywistości. Im bardziej wzniosłe, tym później bardziej trudne do wypełniania.

Jezus patrzy realnie na życie. Wie, jak trudna jest droga, którą zaproponował swoim uczniom. Zna pokusy czające się na każdym kroku i to, jak w słabości ludzkiej natury człowiek jest podatny im ulec. Entuzjazm uczniów nie jest jeszcze w pełni czysty. Wierzą, lecz ta wiara musi zostać potwierdzona oraz oczyszczona w ogniu codziennych trudności i doświadczeń.

Jezus pokazuje, komu mają ufać będąc w drodze: Ojcu, który poprzez Syna ofiarowuje pokój serca. Tylko w ten sposób, ufając Ojcu i zachowując w sobie pokój poprzez przylgnięcie do Chrystusa, można przeciwstawiać się światu, tj. temu wszystkiemu, co odciąga nas od dobra oraz miłości a skłania ku egoistycznemu, hedonistycznemu szukaniu jedynie własnych korzyści.


niedziela, 16 maja 2010

Hop, do góry!


      Powiedział im: "Tak właśnie jest napisane, że Mesjasz ma doznać cierpień i trzeciego dnia powstać z martwych; że ogłoszone ma zostać w Jego imieniu wszystkim narodom nawrócenie dla odpuszczenia grzechów. Zaczynając od Jeruzalem, wy będziecie świadkami tych rzeczy. A oto ja posyłam do was ową Obietnicę mojego Ojca. Wy teraz zostańcie w tym mieście, dopóki nie przywdziejecie mocy z wysokości". Wyprowadził ich poza [mury] aż pod Betanię. Tam podniósłszy ręce, pobłogosławił ich. I właśnie wtedy, kiedy ich błogosławił, odłączył się od nich i zaczął się unosić ku niebu. Oni pokłonili się Mu i z wielką radością wrócili do Jeruzalem. Przez cały czas przebywali na terenie świątyni i wielbili Boga (Łk 24,46-53)

 

Co nas wznosi do nieba? Co nas pociąga w górę; do Ojca?

Do nieba przybliżamy się, gdy potrafimy realizować w codzienności program błogosławieństw ewangelicznych. Wtedy już jesteśmy w górze, znajdując bliskość Mistrza. Ci, którzy nie błogosławią swoich dni, bardzo często zamieniają je w przekleństwo. Chrystus powiedział, by błogosławić nawet tych, którzy nas nienawidzą. Jest to możliwe przy wsparciu Ducha – Obietnicy, który czyni z chrześcijan błogosławieństwo dla całego świata: sól i światło dla szukających prawdziwego sensu życia.

Jezus wzniósł się ku niebu, kiedy wzniesionymi rękoma błogosławił swoich uczniów. Gest szczerego miłowania, oddania, przekazania z głębi serca otulającego ciepła. Znak modlitwy i zaufania Ojcu. Rodzi on w uczniach radość, odwagę (powrót do Jerozolimy – czyli: naprzeciw realnej groźby śmierci) oraz uwielbienie Boga. 

Przywdziać zbroję Ducha, odziać się  w moc z wysoka – tzn. otwierać się na działanie Pocieszyciela. On dokona całej reszty. Obmyje to, co w nas jeszcze niedoskonałe i nie święte. Nie na sposób magiczny, automatycznie. Musimy dać przyzwolenie na zmieniającą moc żywego Ducha Jezusowego.

Effatha! Otwórz się! By błogosławić. A Duch poniesie cię wprost do nieba.


sobota, 15 maja 2010

Zapewnienie


      I w owym dniu o nic mnie już pytać nie będziecie. O tak, zapewniam was: o cokolwiek poprosicie Ojca w imię moje, da wam. Dotąd o nic w imię moje nie prosiliście. Proście, a otrzymacie, aby wasza radość była pełna. O tych rzeczach mówiłem wam w przypowieściach. Nadchodzi czas, że już nie w przypowieściach będę mówił do was, lecz otwarcie pouczę was o Ojcu. W owym dniu będziecie prosić w imię moje i oświadczam wam, że ja nie będę już musiał wstawiać się za wami. Bo sam Ojciec was kocha, gdyż wy mnie pokochaliście i uwierzyliście, że ja wyszedłem od Boga. Wyszedłem od Ojca i przyszedłem na świat; teraz z kolei opuszczam świat i idę do Ojca" (J 16,23-28)

 

Przypowieści to obrazy mające przybliżyć odbiorcy jakąś rzeczywistość. Są jakimś przygotowaniem i ułatwieniem do jej zrozumienia. W perspektywie ewangelicznych obrazów Jezus mówi o zakończeniu czasu ich koloryzowania. W końcu trzeba zacząć je wcielać w życie codzienne; konkretyzować w sobie, by stawały się otwartą dla nas rzeczywistością. Z sytuacji wyjścia trzeba przejść do sytuacji dojścia (przyjścia). Droga do tego wiedzie przez opuszczenie.

Tak, jak droga do Ojca wiedzie przez opuszczenie Jezusa. W niezrozumiałej logice Boga właśnie poprzez tę kenozę dokonuje się w wierzących pełnia radości. Chrystus, będąc posłusznym aż do śmierci, ogołocił do końca samego siebie. Sprawiła to miłość. Kto kocha Nauczyciela i wierzy w Niego czuje Jego wstawiennictwo przed Bogiem. A czując, nie pozostaje nic innego niż prosić o potrzebne łaski do wytrwania w dobrym. W Jego Imię. Bez którego jesteśmy jak bezimienni straceńcy pozbawieni tożsamości.

Obyśmy wierząc zapewnieniom Jezusa umieli czynić nasze życie modlitwą!

 

piątek, 14 maja 2010

Znów o miłości


     Jezus powiedział do swoich uczniów: „Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Trwajcie w miłości mojej. Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości. To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna. To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy kto życie swoje oddaje za przyjaciół swoich. Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję. Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego. Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili i by owoc wasz trwał, aby wszystko dał wam Ojciec, o cokolwiek Go poprosicie w imię moje. To wam przykazuję, abyście się wzajemnie miłowali” (J 15,9-17)

 

Wszystko kręci się wokół miłości. Bo tylko ona jest wyznacznikiem ludzkiego życia. Kto kocha, nawet pomimo cierpienia, może być szczęśliwy. Kto nie kocha, nawet posiadania wszystkich dóbr tego świata, nie może być szczęśliwy. A przecież każdy z nas chce czuć się człowiekiem szczęśliwym. Czyli: kochać i być kochanym. Wszelkie życiowe błędy i grzechy mają u swoich podstaw brak miłości lub jej wypaczony obraz w nas.

Oddać życie dla innych może być niepokrytą w praktyce deklaracją, ale też może stać się programem życia. Oddawać życie za przyjaciół, czyli: dawać im swoje życie. Zawsze jest to jakaś ofiara, bo trzeba zrezygnować z siebie (wyrwać się z sideł własnego egoizmu), a to nie jest łatwe. Lecz jest to możliwe, co pokazał Jezus całym swoim życiem. Możliwe również dzięki wsparciu Ojca, potwierdzającemu się w kontakcie z Nim (modlitwie).

Przykazanie, to nie rozkaz. To propozycja dla tych, którzy chcą być prawdziwie szczęśliwi. Bo jest to możliwe tylko i wyłącznie dzięki wzajemnej, szczerej miłości do końca.


czwartek, 13 maja 2010

Niedługo


         Już niedługo, a więcej oglądać mnie nie będziecie, i znowu niedługo, a zobaczycie mnie". Niektórzy z Jego uczniów mówili między sobą: "Co znaczy to, co nam mówi: "Już niedługo, a oglądać mnie nie będziecie, i znowu niedługo, a zobaczycie mnie"? Oraz to: "Idę do Ojca"?" Pytali też: "Co znaczy to, co mówi: "Niedługo"? Nie wiemy, co ma na myśli". Jezus zauważył, że chcieli Go zapytać, więc odezwał się do nich: "Zastanawiacie się między sobą nad tym, że powiedziałem: "Już niedługo, a oglądać mnie nie będziecie, i znowu niedługo, a zobaczycie mnie"? O tak, zapowiadam wam, że wy płakać i lamentować będziecie, a świat będzie się cieszył; wy udręk doznawać będziecie, lecz udręki wasze w radość się zamienią (J 16,16-20)

 

Niedługo, tzn. wkrótce, za chwilę, szybko. Zarazem jest to czas nieokreślony konkretnie. Jan Ewangelista często podkreśla w swoich pismach termin: „godzina Jezusa”. To czas Jego zbawczej śmierci. To „niedługo” może dla uczniów określać ich krzyż: płacz, lament oraz udrękę. To ich „godzina”, bo nie może być uczeń nad Mistrza. Odejście ukochanego Nauczyciela do domu Ojca to tylko jeden aspekt ich bólu. Drugi – to kontrastowe zachowanie świata wobec sytuacji uczniów.

W rezultacie jednak udręki zamienią się w radość. Sprawi to żywa obecność Ducha Pocieszyciela we wspólnocie wierzących. Kiedy?... Niedługo!


środa, 12 maja 2010

Prawdziwy Duch Prawdy


       Wiele mam jeszcze do powiedzenia wam, lecz teraz nie jesteście zdolni udźwignąć. Kiedy przyjdzie On, Duch prawdy, On was wprowadzi w całą prawdę, bo nie będzie mówił od siebie, lecz co usłyszy, powie. Także rzeczy przyszłe wam ujawni. On mnie otoczy chwałą, bo ode mnie weźmie i wam objawi. Wszystko, co ma Ojciec, jest moje; dlatego powiedziałem, że ode mnie weźmie i wam objawi (J 16,12-15)

 

Duch prawdy, czyli Ten, który broni prawdy, ogłasza Prawdę, zachowuje prawdę w nienaruszonej postaci. Ten, który wprowadza w prawdę i ją objawia. Tę pisaną zarówno przez małe „p”, jak i wielkie „P” (= Jezus). Cóż więc możemy uczynić bez Ducha?

Jezus mówi swoim uczniom, iż Duch będzie ich nauczycielem. Tym, który wspomoże ich życie, wiarę i miłość; ożywi nadzieję. Czego możemy nauczyć się bez Ducha?

Bez Ducha nie ma duchowości. Duch jest duszą chrześcijaństwa. Cichy Przewodnik serc ludzi wierzących. Zarazem najpewniejszy, bo tworzący troistą jedność z Ojcem i Synem. Tam, gdzie Duch, tam też jest Ojciec oraz Syn. On z nich bierze i objawia nam Bożą chwałę.

 Dokąd zaprowadzi cię Duch, jeśli nie do bliskości domu, czyli przebywania z Ojcem i Synem?


wtorek, 11 maja 2010

Odchodzący i Przychodzący


       Teraz odchodzę już do Tego, który mnie posłał, a nikt z was mnie nie pyta: "Dokąd idziesz?" A przecież smutkiem napełniło się wasze serce, gdy o tym wam powiedziałem. Ja jednak prawdę wam mówię, że lepiej dla was, abym odszedł. Jeśli bowiem nie odejdę, nie przyjdzie do was ów Rzecznik; jeśli natomiast pójdę, przyślę Go do was. Gdy On przybędzie, przekona świat w sprawie grzechu, sprawiedliwości i sądu: w sprawie grzechu, że nie wierzą we mnie; a w sprawie sprawiedliwości, że do Ojca idę i już mnie oglądać nie będziecie; wreszcie w sprawie sądu, że rządca tego świata już jest osądzony (J 16,5-11)


     W pewnych przypadkach oddalenie się (odejście) jest bardzo potrzebne i pożyteczne. Każde odejście wymaga dojrzałości, zwłaszcza ze strony odchodzącego. Zostający często nie chce pogodzić się z czyimś odejściem, gdyż to zmienia jego dotychczasowe bytowanie. Zwłaszcza, kiedy odchodząca osoba jest osobą kochaną, jedyną, wyjątkową dla nas. Tak dzieje się w momencie śmierci naszych bliskich. Ale nie koniecznie. Czasami potrzeba opuścić kogoś ze względu na jego dobro. Nawet, kiedy niezbyt to odpowiada zostającemu. 


      Tak stało się z osobą ukochanego Mistrza. Wiedział On, iż przyjdzie czas trudnego doświadczenia dla uczniów, jakim będzie przemiana jego obecności w zupełnie inną: zanurzoną w osobie Ducha Pocieszyciela. Czasami opuszczenie jest tylko pozorne, by stawało się jeszcze bardziej uwewnętrznioną obecnością. 

       Bóg smutek opuszczenia może przemienić w radość obecności. Jeśli Mu na to pozwolimy.

poniedziałek, 10 maja 2010

Świadectwo maturalne chrześcijan


      Gdy przyjdzie ów Rzecznik, którego ja wam przyślę od Ojca, Duch prawdy, który od Ojca pochodzi, On za mną będzie świadczył. Również wy będziecie świadczyć, bo jesteście ze mną od początku. To wam powiedziałem, abyście nie upadli. Wyłączą was z synagogi, a nawet przyjdzie czas, że każdy, kto was zabije, będzie uważał, że Bogu cześć oddaje. A zrobią to, bo nie poznali ani Ojca, ani mnie. Wam natomiast to powiedziałem, abyście, gdy przyjdzie ich czas, pamiętali o tym, że was uprzedziłem. Na początku nie mówiłem wam o tym, bo byłem z wami (J 15,26-16,4)

 

W centrum tego fragmentu Ewangelii Janowej stoi słowo „świadczyć”. Świadectwo. Zawsze związane jest z czasem próby, odwagą oraz pewnością głoszonej prawdy. Wydać świadectwo, znaczy: potwierdzić rzeczywistość (istnienie) jakiegoś faktu.

Jezus wie, że świadectwo uczniów jest konieczne dla dzieła głoszonej ewangelii zbawienia dla wszystkich ludzi. Nie tylko słowem, lecz również (a może: przede wszystkim!) czynem. Prawdziwe świadectwo ma w sobie obydwa te elementy.

Najtrudniejsze świadectwo jest wobec tych, którzy pozornie będąc wraz z nami, są tak naprawdę przeciwko nam (to ci uważający, iż zabijając nas, oddają cześć Bogu). Lecz nawet wtedy obok wierzących jest Duch, nazwany nie tylko Rzecznikiem, Pocieszycielem, Prawdą, lecz także Wspomożycielem świadectwa chrześcijan. Jego obecność nie pozwoli upaść uczniom Chrystusowym, gdyż to obecność samego Jezusa: ukrzyżowanego i powstałego z martwych.

Ażeby świadectwo Jezusa dotarło do ludzi musi przybierać konkretną formę radykalnego głoszenia Ewangelii (zob. Mt 24,14). Wspomagani Mocą z wysoka, świadkowie Chrystusa mogą świadczyć tylko o tym, czego sami doświadczyli w swoim życiu. Dopiero takie świadectwo jest wiarygodne dla świata. Nie tyle głośne wykrzykiwanie wzniosłych haseł, co codzienne, ciche, pełne pokory miłowanie.

Świadek Chrystusa to świadek miłości, bo przecież Jego Duch jest Duchem miłości.


niedziela, 9 maja 2010

Obiecana obecność


        Jezus mu na to odrzekł: "Jeśli ktoś będzie mnie miłował, przestrzegać będzie mojej nauki. Ojciec mój także będzie go miłował, i przyjdziemy do niego, i mieszkanie u niego sobie uczynimy. Kto mnie nie będzie miłował, nie będzie przestrzegał moich nauk; a nauka, którą słyszycie, nie jest moja, lecz Tego, który mnie posłał: Ojca. To wszystko wam powiedziałem, będąc z wami. Ów Rzecznik natomiast, Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was o wszystkim pouczy i przypominać wam będzie wszystko, co ja wam powiedziałem. Pokój wam zostawiam, mój pokój wam daję. Ja nie tak wam daję, jak daje świat. Niech się nie trwoży serce wasze, niech się nie lęka. Słyszeliście przecież, że wam powiedziałem: "Odchodzę, lecz wrócę do was". Jeśli naprawdę mnie miłujecie, powinniście się cieszyć, że idę do Ojca, bo Ojciec jest większy ode mnie. A teraz to wam zapowiedziałem, nim się stanie, abyście, gdy się stanie, wierzyli (J 14,23-29)

 

Zapowiedź Ducha Świętego to zapowiedź żywej, dynamicznej obecności oraz działalności Chrystusa pośród uczniów. To Duch Nauczyciel. To Duch pokoju, który wzbudza w sercach prawdziwą miłość do Boga i ludzi.

Żydzi odczuwają obecność Jahwe w rozumieniu ekskluzywizmu: są przekonani, iż Bóg objawił się jedynie ludowi Izraela, a najpełniej studiującym Torę (Prawo). Taka postawa ma zakonserwować i umocnić w jedności ich wiarę w jedynego Boga. Jezus z kolei mówi o Bogu wychodzącym naprzeciw każdego człowieka, niezależnie od jego pochodzenia, kultury, profesji. Istotne, aby w sercu człowieka zakwitła szczera wiara w Niego. To ona w otwartości będzie prawdziwie objawiała chwałę i moc Jahwe.

Duch Boży to zarazem Duch Chrystusowy, który objawia zbawczą misję Jezusa. On przypomina i poucza o misji Syna Bożego. Nauczanie jest niezwykle istotnym elementem judaizmu. W starożytności pamięciowo przyswajano sobie wiedzę: nie było dyktafonów, magnetofonów i komputerów a więc jedynym twardym dyskiem na którym można było coś zapisać, była pamięć człowieka. Duch Święty to wbudowana w serce naśladowców Jezusa pamięć o Bogu – Człowieku, która zarazem rozpala w nich dynamikę działania. Duch będzie mówił poprzez głos i czyny uczniów Jezusa (jest Jego Rzecznikiem w nas!).

Potrzeba nam oczu wpatrzonych w Jezusa oraz otwartości na Jego Ducha. Aby być prawdziwie świadkami miłości Pana i by miłować ze wszech miar człowieka, który staje na naszej drodze. Wystarczy prosić i z otwartością czekać na odpowiedź. Duch przyjdzie i wspomoże nasze zbyt małe przywiązanie do spraw Nieba.


sobota, 8 maja 2010

W świecie ale nie za świata


         A kiedy świat was nienawidzi, wiedzcie, że Mnie pierwej niż was znienawidził. Gdybyście byli ze świata, świat kochałby to, co jest jego. Ponieważ jednak nie jesteście ze świata - bo Ja was wybrałem ze świata - świat was nienawidzi. Zapamiętajcie sobie słowa, które wam powiedziałem: Sługa nie jest większy od swego pana. Jeżeli Mnie prześladowali, i was będą prześladować. Jeżeli przestrzegali moich nauk, to i waszych będą przestrzegali. Ale to wszystko będą czynili przeciwko wam dla mojego imienia, bo nie znają Tego, który Mnie posłał (J 15,18-21)

 

Świat mechanizmów ludzkich: układów, wpływów, dystynkcji, władzy, fałszu, kłamstw, kombinacji. I ten inny świat, przestrzeń Ewangelii: miłości, wiary, nadziei, prawdy, pokory. Świat stale wabi nas kolorową iluzją szczęścia. To właśnie one obnażają ducha tego świata (1J 2,16).

Trzeba określić się w życiu, po której stronie być? Zdać sobie jasno sprawę, po której stronie się znajduję? Jakże łatwo uczniowie Jezusa usprawiedliwiają się od życia prawdziwie i radykalnie ewangelicznego! Jak na siłę usiłują godzić postawę Ewangelii z codziennym brodzeniem w mętnych wodach tego świata!

To, czy prawdziwie żyjemy Chrystusem, weryfikuje świat. Jeżeli nie prześladują nas, jeśli świat nas nie nienawidzi, to zbyt płytko jesteśmy osadzeni w nauce Mistrza.

Uczeń Chrystusa to człowiek, który stąpając twardo po ziemi, serce ma skierowane wyłącznie ku Niebu oraz jego sprawom. Jest ukrzyżowany dla świata a świat dla niego (por. Ga 6,14). By zniszczyć w sobie świat trzeba wziąć do ręki oręż Słowa, wiary (zob. 1J 5,4n; Hbr 11,7) i przede wszystkim miecz miłości. Duch sam poprowadzi nas do zwycięstwa. Tylko daj się prowadzić.