piątek, 31 grudnia 2010

Życiodajne Słowo


         Na początku było Słowo, to Słowo było u Boga, Bogiem było to Słowo. Ono było na początku u Boga. Wszystko przez Nie się stało; bez Niego nie stało się ani jedno, cokolwiek się stało. W Nim było życie, to życie było światłem ludzi. To światło świeci w ciemności i ciemność jej nie opanowała. Pojawił się człowiek posłany od Boga, Jan mu na imię. Przyszedł on dla dawania świadectwa, aby być świadkiem owego światła, by wszyscy dzięki niemu uwierzyli. Nie on był światłem, lecz aby stał się świadkiem co do owego światła. Światło prawdziwe, oświecające każdego człowieka, przyszło na świat. Na świecie było [Słowo], a świat stał się przez Nie, lecz świat Go nie poznał. Do swego przyszło, a swoi Go nie przyjęli. Tym jednak, którzy przyjęli Je, dało możność stania się dziećmi Boga: tym, którzy wierzą w Jego imię. A tacy nie z krwi, nie z pragnienia ciała, nie z pragnienia człowieka, lecz z Boga się narodzili. To Słowo, pełne łaski i prawdy, ciałem się stało i swój namiot postawiło wśród nas. I zaczęliśmy oglądać Jego chwałę, chwałę Jednorodzonego od Ojca (J 1,1-14)


Przepiękny traktat o Słowie rozpoczyna  ewangelię Jana. Tak, jak na początku całej Biblii (w Rdz) istnieje żywe Słowo Jahwe, które stwarza świat i człowieka. Przekazuje życie.

Jezus jest Słowem Wcielonym Ojca, który na nowo stwarza nowy świat. Przekazuje zapomniane i niemodne wartości, które odradzają w człowieku życie.

Organizmy mogą żyć, poprzez zjawisko fotosyntezy. Nawet te przystosowane do życia nocnego muszą mieć obok siebie jakieś źródło życiodajnej energii. Bez niego umierają. Światło Chrystusa to światło miłości. Czy można prawidłowo rozwijać się bez miłości? Czy można nie błądzić przebywając w całkowitych ciemnościach i na dodatek nie znać drogi? Jezus przyszedł na ziemię, by swoim nauczaniem, śmiercią i wreszcie blaskiem zmartwychwstania oświetlić nasze życie pogrążone często w nieładzie oraz ciemności spowodowanej przez grzech. Jest więc Słowem Światłem. Kto słucha Słowa, podąża drogą dobra. Rodzi się na nowo, staje się dzieckiem. Nie byle jakim, bo samego Boga. 

Przed nami leży ciemność i światło. Musimy wybierać. Można być prześwietlonym miłosnym światłem Ojca. A można wybrać życie w ciemności własnego egoizmu i grzechu. Lecz co to za życie?!


czwartek, 30 grudnia 2010

Oko prorokini


        Była tam też prorokini Anna, córka Fanuela, z pokolenia Asera. Posunęła się już w latach. Kiedyś, od swojego panieństwa, żyła ze swoim mężem przez siedem lat. Potem, aż do osiemdziesiątego czwartego roku, była wdową. Nie odstępowała od świątyni, lecz każdego dnia i każdej nocy służyła Bogu poszcząc i modląc się. Ona również o tej właśnie godzinie przyszła i wysławiała Boga. Mówiła o tym [Dzieciątku] wszystkim oczekującym wyzwolenia Jeruzalem (Łk 2,36-38)

 

Staruszka Anna pochodziła z rodu kapłańskiego. W chrześcijańskiej tradycji etiopskiej i gnostyckiej Fanuel (Uriel) to imię jednego z archaniołów. Można powiedzieć więc, że Annę w czasie rozpoznawania Mesjasza wspierały siły anielskie. Lecz tekst Łukaszowy podkreśla, iż była córką świątynnego kapłana „patrzącego w twarz Boga” (Fanuela). Miała więc solidną podstawę do tego, by trwać nieustannie przy świątyni. Całe swoje życie oddała Bogu: troski (stratę męża, swoją tragiczną sytuację społeczną wdowy), czas (modlitwy), ciało (posty). Więcej: ona tym wszystkim wysławiała Boga! Bo można chwalić Boga swoim cierpieniem oraz oddaniem, czyli rezygnacją ze swoich dążeń. 

Taka postawa rodzi poznanie Mesjasza. Bo On sam każdym swoim oddechem oddawał chwałę Ojcu. Kto żyje w całkowitym oddaniu Bogu, staje się podobnym do Chrystusa. Tylko taki człowiek może nazwać siebie „chrześcijaninem”.


środa, 29 grudnia 2010

Zaśpiewka Symeona


         Żył wtedy w Jeruzalem pewien człowiek imieniem Symeon. Człowiek ten był sprawiedliwy i pobożny, wyczekiwał Pociechy Izraela. Duch Święty był nad nim. Duch Święty objawił mu, że nie umrze, zanim nie zobaczy Mesjasza Pańskiego. Za sprawą Ducha przyszedł wtedy na teren świątyni. Kiedy rodzice wnieśli Dzieciątko Jezus, aby uczynić z nim zgodnie ze zwyczajem nakazanym przez Prawo, on wziął je w swoje objęcia i zaczął błogosławić Boga, mówiąc: "Teraz, o Panie, pozwalasz już odejść swojemu słudze w pokoju, według Twojego słowa, bo moje oczy zobaczyły Twoje Zbawienie, które postawiłeś gotowe przed oczami wszystkich ludów: Światło dla oświecenia narodów, Chwałę Twojego ludu, Izraela!" (Łk 2,25-32)


Czekanie nie jest łatwe. Też, a może zwłaszcza, w perspektywie wiary. Ale Duch wspomaga oczekiwanie. Niekiedy trzeba czekać bardzo długo. Niekiedy, jak Symeon, nawet do końca życia.

Objawienie Boże ma swój konkretny czas i miejsce. Nie znamy go. Możemy jedynie oczekiwać wierząc, że Bóg jest wierny każdej swojej obietnicy. Zostawiając Jemu czas jej wypełnienia się w naszym życiu. Oczekiwać potrafi człowiek sprawiedliwy oraz pobożny.

Potem można tylko śpiewać hymn chwały dla Bożej wierności rozbrzmiewający jak kantyk w ustach starca Symeona. Wielokrotnie doświadczałem wierności Ojca, która jest często odpowiedzią na naszą niewierność. Moc Ducha wspomaga nas w oczekiwaniu na pełną realizację pięknych planów Boga wobec każdego z nas. Abyśmy doświadczyli ich wypełniania się, potrzeba otwartości, cierpliwej miłości, wiernej wytrwałości Słowu. I głębokiej wiary w wierność Boga, który nie rzuca swoich słów na wiatr.


wtorek, 28 grudnia 2010

Tam i z powrotem


      Po ich odejściu anioł Pana ukazał się we śnie Józefowi i powiedział: "Wstań, weź Dziecko i Jego matkę i uciekaj do Egiptu. Bądź tam, aż ci powiem, bo Herod będzie szukał tego Dziecka, aby Je zabić". Wstał więc, wziął nocą  Dziecko i Jego matkę i udał się do Egiptu. Był tam aż do śmierci Heroda. Tak spełniło się słowo, wypowiedziane przez Pana poprzez proroka: "Z Egiptu wezwałem swojego Syna". Gdy Herod zobaczył, że zawiedli go mędrcy, bardzo się rozgniewał i przez posłanych zabił w Betlejem i w jego okolicy wszystkich chłopców w wieku lat dwóch i mniej, zgodnie z czasem, o którym się dowiedział od mędrców. Wtedy spełniło się słowo, wypowiedziane poprzez proroka Jeremiasza: "Krzyk usłyszano w Rama, płacz i wielki lament; Rachel opłakującą swoje dzieci. A nie chciała się ukoić, bo [ich] nie ma" (Mt 2,13-18)


Niegdyś naród wybrany uciekał z Egiptu, gdzie ciemiężony przez faraona skazany był na wymarcie. W momencie wypełnienia się Obietnicy, rodzina Mesjasza zmuszona jest uciekać właśnie do Egiptu. Dom niewoli zamienia się w dom schronienia. I przeciwnie, w domu gdzie miał zagościć pokój, zaczyna panować śmierć. Intrygi polityczne na szczytach władzy zawsze zabijają: fizycznie lub duchowo. I to często osoby całkiem niewinne. Tak było, i tak też jest niestety dzisiaj.

Lecz Pan czuwa nad swoimi wybranymi. Niegdyś to Jego potężna ręka prowadziła lud Izraela przez pustynię. Teraz Jego Opatrzność wskazuje drogę rodzinie nazaretańskiej, w której narodził się Zbawiciel.

Warto jest zaufać prowadzeniu Ojca. Nawet, gdy przewiduje trudy. Opuścić swoje rzekomo bezpieczne miejsce, by wyruszyć w nieznane. W imię Boga. Jak Abraham, Mojżesz, Maryja z Józefem. W czasie drogi rodzi się żywy kontakt z Bogiem. Realizuje się też nasze zbawienie. Niezależnie, czy idziemy do Egiptu, czy też z niego powracamy. Ważne, by nie stać w miejscu.


poniedziałek, 27 grudnia 2010

Janek


        Pobiegła zatem i przybyła do Szymona Piotra i do drugiego ucznia, którego Jezus lubił, i powiedziała im: "Zabrali Pana z grobowca i nie wiemy, gdzie Go złożyli". Wyszedł więc Piotr i ten drugi uczeń i udali się do grobowca. Obaj biegli razem. Ten jednak drugi uczeń pobiegł szybciej niż Piotr i pierwszy przybył do grobowca. Pochylił się i zobaczył leżące płócienne pasy, jednak nie wszedł tam. Nadszedł potem Szymon Piotr, który za nim podążał. Wszedł on do grobowca i obejrzał leżące płócienne pasy oraz chustę, która była na Jego głowie. Była ona nie razem z płóciennymi pasami, lecz leżała osobno, zwinięta, w jednym miejscu. Dopiero wówczas wszedł także ten drugi uczeń, ten, który pierwszy przybył do grobowca. Zobaczył i uwierzył (J 20,2-8)

 

Drugi uczeń to ten z tyłu. Nie z pierwszych stron gazet, miejsc honorowych na przedzie katedr. Drugi uczeń mógł doświadczyć zmartwychwstania, bo był drugi. Przybył jako pierwszy, ale świadomie wybrał bycie drugim. Tylko pokora otwiera oczy i pozwala zobaczyć to, co istotne. Pokora bycia drugim, pokora pochylenia się. Bez pokory nie ma wiary. „Zobaczył i uwierzył”.

Dlatego Jezus lubił Jana. Bo znał swoje miejsce we wspólnocie, w swoim życiu. Do poznania swojego miejsca potrzeba wielkiej miłości oraz pokory. I czasami trzeba wejść do grobowca swoich uczuć, historii, zranień, by ujrzeć oraz uwierzyć, tzn. doświadczyć dotknięcia światła powstania z martwych.


czwartek, 16 grudnia 2010

Wielcy w niemocy

Gdy posłańcy Jana odeszli, zaczął mówić o Janie do rzesz: "Co wyszliście oglądać na pustkowiu? - Trzcinę przez wiatr kołysaną? No, co wyszliście zobaczyć!? - Człowieka odzianego w miękkie szaty? Przecież ci, co są w odzieniu wspaniałym i w przepychu, w domach królewskich przebywają. No więc, co wyszliście zobaczyć? Proroka? - Tak, mówię wam, nawet więcej niż proroka. On jest tym, o którym napisano: "Oto ja wysyłam mojego posłańca przed Tobą. On przygotuje przed Tobą Twoją drogę". Mówię wam: wśród narodzonych z kobiet nikt nie jest większy od Jana; lecz nawet ktoś mniejszy w królestwie Boga większy jest od niego". Cały lud, gdy [to] usłyszał, a nawet poborcy opłat, ponieważ przyjęli chrzest Janowy, uznawali sprawiedliwość Boga. Faryzeusze natomiast i znawcy Prawa odrzucali wolę Boga, dotyczącą ich, bo chrztu od niego nie przyjęli (Łk 7,24-30)

Jan Chrzciciel jest tym, który miał misję bezpośredniego wskazania Mesjasza Jahwe. Dlatego jest kimś więcej niż prorocy, którzy jedynie zapowiadali pojawienie się Zbawiciela pośród narodu wybranego. Miał więc szczególną rolę w zbawczym planie Boga. Lecz równie wielkie i odpowiedzialne znaczenie mają ci, którzy przyjmą zaproszenie Oblubieńca do udziału w Królestwie. To dzieje się na mocy chrztu, który jest znakiem pokuty, podjęcia drogi wiary, wyrzeczeniem się zła i przyjęciem Boga na jedynego przewodnika w życiu. 
Tak żyć potrafią ludzie, którzy Bożą sprawiedliwość stawiają ponad swoją. Nie udają supermanów wiary, ale uznając swoją niemoc spowodowaną grzechem, tylko w Chrystusie szukają pomocy od swojej niedoli. I w tym właśnie kryje się tajemnica wielkości człowieka wiary widziana oczyma Ojca. 


środa, 15 grudnia 2010

Potknięty - dotknięty

Posłał ich do Pana z pytaniem: "Czy Ty jesteś tym "Przybywającym", czy też czekać mamy na innego?" Kiedy ci mężowie przyszli do Niego, powiedzieli: "Przysłał nas do Ciebie Jan Chrzciciel z pytaniem: "Czy Ty jesteś tym 'Przybywającym', czy też czekać mamy na innego?"" A w tym czasie wielu uzdrowił z chorób, z bolesnych dolegliwości, ze złych duchów i wielu niewidomym udzielił łaski widzenia. Odpowiadając więc im powiedział: "Idźcie i powiadomcie Jana o tym, co zobaczyliście i usłyszeliście: Niewidomi wzrok odzyskują, niewładni w nogach chodzą, trędowaci doznają oczyszczenia, a głusi słyszą; umarli powstają, ubodzy otrzymują ewangelię. Błogosławiony, kto się na mnie nie potknie" (Łk 7,19-23)

Potknąć się można na drodze nierównej, wyboistej. Takiej, jaką czasami jest życie. Błogosławieni ci, którzy potykają się na takiej drodze i potrafią powstawać z upadku. Nie swoją mocą, lecz mocą Pana. Błogosławieni, którzy potrafią Mu zaufać do samego końca.
Każdy potrzebuje pomocnej dłoni, która pomoże powstać. Mesjasz wyciąga ją w kierunku wszystkich, którzy potrzebują pomocy, obecności, ratunku. Tych, którzy nie widzą (zwłaszcza sensu swojego życia), są oblepieni wrzodami trądu społecznej zawiści, którzy żyjąc w skrajnej rozpaczy nie widzą nadziei; którym umiera miłość. Kogo oczekują tacy ludzie? Kogoś, kto odnowi ich wiarę oraz nadzieję na lepsze jutro. To może tylko uczynić Przybywający! On właśnie po to przybył do każdego z nas. 


wtorek, 14 grudnia 2010

Prostytutki i złodzieje

Co o tym myślicie? Pewien człowiek miał dwóch synów. Przyszedł do jednego i powiedział: "Synu, idź dziś do pracy w winnicy". On odpowiadając rzekł: "Nie chcę". Później jednak zmienił zdanie i poszedł. Przyszedł do drugiego i to samo powiedział. A on w odpowiedzi rzekł: "Już idę, panie". Ale nie poszedł. Który z tych dwóch spełnił wolę ojca?" Odpowiedzieli: "Pierwszy". Jezus powiedział im: "Oznajmiam wam, że poborcy i ladacznice prędzej niż wy wchodzą do królestwa Bożego. Bo szedł u was Jan drogą sprawiedliwości, a nie uwierzyliście mu, poborcy natomiast i ladacznice uwierzyli mu. Wy nawet potem, gdy [to] zobaczyliście, nie zmieniliście zdania, by mu uwierzyć (Mt 21,28-32)

Dwóch synów, dwa różne zachowania w konkretnej sytuacji. Przeważnie mamy do wyboru przynajmniej dwa rozwiązania. Sytuacja w której nie mamy prawa wyboru jest niewolą. Czasami bywa też, że nasze błędne wybory usiłujemy usprawiedliwiać sami przed sobą, w końcu wierząc w nasze argumenty za dokonanym wyborem jak w prawdziwe oraz jedynie słuszne.
Pierwszy syn dokonał złego wyboru. Później, po dokonanej refleksji, zmienił jednak swoją decyzję i poszedł do pracy. W przeciwieństwie do drugiego syna, który poprzestał tylko na pięknych, słownych deklaracjach. Pytanie o właściwy wybór ma oczywistą odpowiedź. Prawdziwą wartość mają tylko słowa poparte czynami, lub czyny nie poparte słowami. Idealną sytuacją byłoby gdyby któryś z synów samodzielnie wpadł na pomysł pomocy swojemu zapracowanemu ojcu. Tak się jednak nie stało.
Słowo Chrystusa sprawia, iż wobec niego musimy przyjąć określoną postawę życia. Usłyszawszy je, człowiek nie może pozostać obojętny. Podejmuje decyzję o przyjęciu Słowa, bądź jego odrzuceniu. Mesjasz został posłany przez Boga w pierwszej kolejności do ludu wybranego. Ten jednak (zwłaszcza ci, którzy powołani zostali do jego wspierania), w niewierze odrzucili prorocką misję Jana Chrzciciela. Wraz z nim też po części osobę Mesjasza, którego bliskość zapowiadał. Wbrew pozorom, uwierzyli ci, których przepisy religijno – prawne zaliczały do grona notorycznych grzeszników; nieczystych. Jakiż wstyd, że prostytutki i złodzieje wchodzą przed nami do królestwa! A zarazem nadzieja. Jeśli uznasz w sobie cudzołożnika grzeszącego z innymi bogami (bożkami) oraz złodzieja tak wielu cennych dóbr duchowych, które być może zabierasz innym ludziom.



poniedziałek, 13 grudnia 2010

O władzy

Gdy przyszedł na teren świątyni i zaczął nauczać, podeszli do Niego arcykapłani i starsi ludu i zapytali: "Jaką władzą to czynisz? Kto taką władzę Ci dał?" W odpowiedzi rzekł im Jezus: "Ja również o jedną rzecz was zapytam. Jeśli mi na nią odpowiecie, to i ja wam powiem, jaką władzą to czynię: Skąd był chrzest Janowy? Z nieba czy od ludzi?" Oni rozważali to między sobą, mówiąc: "Jeśli powiemy: "Z nieba", zapyta nas: "Dlaczego zatem nie uwierzyliście mu?" A jeśli powiemy: "Od ludzi", to trzeba nam będzie bać się tego tłumu, bo wszyscy uważają Jana za proroka". Więc w odpowiedzi rzekli Jezusowi: "Nie wiemy". Wtedy i On im powiedział: "To i ja wam nie powiem, jaką władzą to czynię (Mt 21,23-27)

Kwestia władzy a zwłaszcza jej charakteru, zawsze budziła w historii wiele dyskusji. I chociaż zainteresowanie jest u ludzi stanowiących ogół rządzonych, to chyba jeszcze więcej zaabsorbowani są nią ci, którzy chcą rządzić. Dowodem tego są liczne spory polityczne pomiędzy partiami, dyskusje, wybory, itd.
Jedna forma władzy w zetknięciu z inną formą władzy zawsze rodzi konflikt. Takie napięcie wynikło też pomiędzy elitą rządzących Izraelem, i Jezusem, zdobywającym coraz więcej rozgłosu pośród ludu. Do tego jawnie przeciwstawiającemu się utartym przez wieki tradycjom, których naginanie oraz własna interpretacja miały służyć umocnieniu władzy religijnej (i zarazem państwowej) arcykapłanów i starszych ludu.
Elity żydowskie uciekają się do różnych wybiegów, zasadzek słownych, aby skompromitować Jezusa. To najprostsza, najbardziej prymitywna forma walki o władzę. Człowiek zaślepiony pragnieniem władzy zrobi wszystko dla jej osiągnięcia. W końcu, w wyniku tego konfliktu Jezusa z elitami religijnymi, zostaje On potraktowany oraz stracony jak złoczyńca. I nie tylko chciano ośmieszyć osobę Chrystusa, co podważyć oraz ośmieszyć Jego władzę.
Jaka jest to władza? Nie taka, jak myśleli przeciwnicy Jezusowi. To władza duchowa, która nie szuka konfrontacji w systemem państwowym, lecz dotyka najgłębszych sfer duszy ludzkiej. Na podstawie osoby Jana, Chrystus wskazuje również na swoją misję. Bowiem ludzie i Jego uważali jeśli nie za Mesjasza, to za wielkiego proroka. A cuda towarzyszące pełnemu mocy głoszeniu orędzia zbawienia świadczyły, iż Jego władza pochodzi z nieba.
Jeśli Chrystus pragnie być królem, to tylko królem ludzkiego serca. Elekcji jednakże musimy dokonać sami. Albo zostaniemy pod rządami Babilonu, albo też oddamy swoje życie pod władanie Miłości.

niedziela, 12 grudnia 2010

Czy to On?

      Jan usłyszawszy w więzieniu o czynach Chrystusa, posłał swoich uczniów do Niego z pytaniem: "Czy Ty jesteś tym "Przybywającym", czy też czekać mamy na innego?" Jezus w odpowiedzi rzekł im: "Idźcie i powiadomcie Jana o tym, co właśnie słyszycie i co widzicie: Niewidomi wzrok odzyskują, a niewładni w nogach chodzą; trędowaci doznają oczyszczenia, a głusi słyszą; umarli powstają, a ubodzy otrzymują ewangelię. A błogosławiony, kto się na mnie nie potknie". Gdy oni już odchodzili, zaczął Jezus mówić o Janie do tłumów: "Co wyszliście oglądać na pustkowiu? Trzcinę przez wiatr kołysaną?... No, co wyszliście zobaczyć!? Człowieka odzianego w miękkie szaty? Przecież ci, co miękkie szaty noszą, w domach królewskich przebywają. No więc, co wyszliście zobaczyć!? Proroka? - Tak, mówię wam, nawet więcej niż proroka. On jest tym, o którym napisano: "Oto ja wysyłam mojego posłańca przed Tobą. On przygotuje przed Tobą Twoją drogę". Tak, mówię wam: wśród narodzonych z kobiet nie powstał większy od Jana Chrzciciela; lecz nawet ktoś mniejszy w królestwie niebieskim większy jest od niego (Mt 11,2-11)


     Jan jakby nie by pewien mesjańskiej tożsamości swojego kuzyna Jezusa. Pragnie bezpośredniego jej potwierdzenia. Nie wątpi jednak w nią, gdyż nie neguje ani nie poddaje w wątpliwość. Wiedząc jednak o licznych samozwańczych „mesjaszach” w historii narodu wybranego, chciał utwierdzić się w przekonaniu o tym, czego zapewne już domyślał się wcześniej. 
     Chrystus przeciwnie, doskonale zna osobę Jana Chrzciciela i jego misję. Zna również opinie oraz nastawienie ludzi do proroka. Tacy ludzie jak on, żyjący radykalnie dla jakiejś prawdy, muszą wzbudzać kontrowersje.
     Chrystus nie przedstawia się wprost jako obiecany Mesjasz, choć nim przecież jest oraz zna swoją tożsamość. Nie musi słowami wzniosłych deklaracji potwierdzać prawdy, o której świadczą Jego zbawcze czyny. Błogosławieni są ci, którzy mają otwarte serca i chcą odczytywać znaki czasu. Błogosławieni są ci malutcy Królestwa, bo właśnie oni są w swojej pokorze zdolni przyjąć Zbawcę, który nadchodzi.
     Jakże ważne jest dla nas posiadanie konkretnej tożsamości chrześcijańskiej! Tak, jak Jan Chrzciciel, który przynależał do Oblubieńca. Był Jego przyjacielem całe swoje życie (nie tylko słowa!) ukierunkował ku osobie Zbawiciela. A przecież już samo imię „chrześcijanin” można by przetłumaczyć, jako: „ktoś noszący imię Chrystusa”.

sobota, 11 grudnia 2010

Kuzyni i kumple

     Uczniowie zapytali Go mówiąc: "Dlaczego uczeni w Piśmie twierdzą, że najpierw musi przyjść Eliasz"? On w odpowiedzi rzekł: "Eliasz już idzie i wszystko ustanowi od nowa. Tak, zapewniam was: Eliasz już przyszedł, a nie poznali go, lecz co chcieli, zrobili z nim. Tak również Syn Człowieczy będzie umęczony przez nich". Wtedy uczniowie zrozumieli, że mówił im o Janie Chrzcicielu (Mt 17,10-13)


     Eliasz, prorok jak ogień, i Jan Chrzciciel, prorok zapowiadający bliskie przyjście Mesjasza. Dwa pierwowzory kultowych w swoich czasach postaci biblijnych. Jednakże przewyższające je bezpośredniością oraz bliskością wobec centralnego faktu historii zbawienia człowieka przez Boga. Eliasz, prorok żyjący dziewięć wieków przed narodzinami Chrystusa jest pierwowzorem Jana Chrzciciela. Natomiast sam Chrystus ma swój pierwowzór w królu Dawidzie, z którego rodu się wywodzi. 
     Pierwsze spotkanie Jana i Jezusa miało charakter bardzo intymny i rodzinny zarazem. Byli bowiem jeszcze w łonach swoich spokrewnionych matek. Mniej więcej rówieśnicy wspólnych zabaw na podwórku. Jan starszy o sześć miesięcy. Ich życia splotły się razem. A na koniec zostali zamordowani przez tych samych wrogów radykalizmu ich życia i nauczania. 
     Co ich jeszcze łączy?... Na pewno całkowita harmonia i zgodność w ogłaszaniu przyjścia zbawienia na świat. Każdy z nich zna swoje miejsce w Bożym planie zbawienia. 

     Poznanie i uznanie swojego miejsca w planach Boga ma dla nas zasadnicze znaczenie, abyśmy byli szczęśliwi. Pomimo ewentualnych trudności z tym związanych. Można próbować samemu ustawiać swoje życie. Ale można też zaufać Ojcu i dać się prowadzić. To znaczy: żyć w harmonii z sobą oraz innymi ludźmi. To głosić swoim życiem wiarę w jedynego Boga Jahwe, jak to czynił prorok Eliasz i Jan Chrzciciel. I co potwierdził Chrystus, będąc jednym z Ojcem.



piątek, 10 grudnia 2010

Za lub przeciw


       Z kim mógłbym porównać to pokolenie? Podobne jest do dzieci, które przebywają na placach. Przygadują one kolegom, mówiąc: "Zaczęliśmy wam przygrywać, a nie zatańczyliście; zaczęliśmy lamentować, a nie biadaliście". Bo przyszedł Jan, nie je ani nie pije, a mówią: "Ma demona". Przyszedł Syn Człowieczy, je i pije, a mówią: "To żarłok i pijak, przyjaciel poborców i grzeszników". A jednak mądrość okazuje się sprawiedliwa na podstawie swoich czynów" (Mt 11,16-19)

 

Zawsze dzieje się tak, że wobec osób podejmujących jakieś działania społeczne, pojawia się grupa zwolenników a także grupa przeciwników. Ich programem jest wieczne malkontenctwo, niezadowolenie, negacja, protesty; czyli po prostu przysłowiowe „szukanie dziury w całym”. Jezus widzi w takim zachowaniu niedojrzałą, dziecięcą kapryśność.

Oskarżenia wobec Jezusa o przyjaźń z grzesznikami wg Prawa mogły być podstawą dla kary śmierci. Są jednak dalekie od mądrości, która jest poszukiwaniem prawdy. Tę prawdę potwierdzają czyny Chrystusa, który nie czynił niczego złego, lecz przywracał straconą godność człowiekowi grzesznemu oraz zniewolonemu na różne sposoby.

Jezus i Jego Ewangelia także i dzisiaj przynosi rozłam. W nas i obok nas. Bo porusza sumienia, burzy misternie budowane, wygodne schematy naszego życia. Chrystusową naukę można przyjmować dojrzale, poszukując prawdy; lub niedojrzale – bezustannie narzekając na jej trud i szukając obejść od radykalizmu Słowa.


czwartek, 9 grudnia 2010

Punkt zwrotny


        Tak, mówię wam: wśród narodzonych z kobiet nie powstał większy od Jana Chrzciciela; lecz nawet ktoś mniejszy w królestwie niebieskim większy jest od niego. Od dni Jana Chrzciciela do teraz królestwo niebieskie doznaje naporu i ludzie mocni je zdobywają. Bo wszyscy Prorocy i Prawo prorokowali aż do Jana. A jeśli chcecie przyjąć, to on jest Eliaszem, który miał przyjść. 15 Kto ma uszy, niech słucha! (Mt 11,11-15)

 

Pojawienie się na scenie historii zbawienia Jana Chrzciciela jest momentem zapowiadającym punkt zwrotny historii człowieka. Wraz z nim przybliża się czas pełni zbawienia, którym jest Chrystus. To chwila, która była wielokrotnie przepowiadana przez proroków i niecierpliwie oczekiwana przez naród wybrany.

Zgodnie z tradycją, przyjście Mesjasza miało poprzedzać pojawienie się Eliasza. Chrystus potwierdza swoją mesjańską misję wskazując na Jana jako Eliasza poprzedzającego Jego nadejście. Oczywiście, nie wszyscy w to uwierzyli. Boże objawienie mogą przyjąć tylko ludzie o otwartym sercu, a nie dewoci i religijni fanatycy. Objawienie mogą przyjąć jedynie ci, którzy słuchają... Słowa! Bezsprzecznie, tylko ludzie mocni (ci słuchający i wypełniający Słowo) zdobywają królestwo niebieskie. Dlatego musimy być mocni! Nie sobą, lecz zbawczym Słowem Pana.


środa, 8 grudnia 2010

Strach ma wielkie oczy


        Kiedy wszedł do niej [archanioł Gabriel], powiedział: "Raduj się, obdarzona łaską, Pan z tobą". Ona zmieszała się na tę wypowiedź i zastanawiała się, skąd takie pozdrowienie. Wtedy rzekł jej anioł: "Nie bój się, Maryjo, bo zyskałaś łaskę u Boga. Oto poczniesz w swoim łonie i urodzisz Syna. Nazwiesz Go imieniem Jezus (Łk 1,28-31)


Bywa, że można się wystraszyć przyjścia Boga. A nawet już samego Jego wysłannika, anioła Gabriela. W zetknięciu się ze sprawami przerastającymi umysł ludzki, prócz zadziwienia pojawia się cień lęku. Spotkanie z zalewającym ogromem miłości Boga paradoksalnie może wywołać strach. Nikt nie oglądał Boga twarzą w twarz. Dlatego w historii zbawienia przychodził, np. pod postacią krzewu płonącego (dla Mojżesza) czy słupa ognia w nocy (dla Izraelitów błądzących po pustyni). Zetknięcie pyłu, jakim jest człowiek, z wszechpotężnym Stwórcą ogarniającym wszechświat jest po prostu niemożliwe.

Lecz Bóg znalazł sposób, by bezpośrednio zbliżyć się do każdego człowieka. Zwiastowanie jest tego pierwszym krokiem, a dokonało się (i dokonuje!) w osobie Jezusa.

Maryja, prosta dziewczyna z Nazaretu, nie rozumiała zbyt wiele z przesłania, które obwieścił Jej archanioł. Mimo to, Jej wola przylgnęła do woli Stwórcy. Spowodowała to nie tylko łaska Boża, lecz Jej pokorna wiara. Wiara, która mówi: „Nie rozumiem... ale jestem Ciebie pewien!”

Jeżeli potrafimy jak Maryja, zaufać do końca Bogu, pośród niezrozumienia Jego planów, w rezultacie wypełni się wobec nas miłosny zamiar Ojca. I w naszym sercu narodzi się Zbawiciel.


wtorek, 7 grudnia 2010

Jesteś ważny!


      Jak wam się wydaje? Jeśli jakiś człowiek doszedł do posiadania stu owiec i jedna z nich się zabłąkała, to czy nie zostawi na górach dziewięćdziesięciu dziewięciu i nie pójdzie szukać tej zabłąkanej? A gdy mu się uda odnaleźć ją, to zapewniam was, cieszy się nią więcej niż tymi dziewięćdziesięciu dziewięcioma, które się nie zabłąkały. Tak samo nie jest wolą waszego Ojca, Tego w niebie, aby zginęło choćby jedno z tych małych (Mt 18,12-14)

 

Boże kalkulacje wydają się czasami nierozważne. Lecz miłość nie zawsze kieruje się matematycznym rozsądkiem. Kiedy chodzi o człowieka, nie można patrzeć, czy opłaca się nim przejmować,  czy też nie warto.

W oczach Boga każdy bez wyjątku człowiek zasługuje na to, by był jedynym i niepowtarzalnym. Dlatego zagubienie go jest niepowetowaną stratą. Bóg nie patrzy na ludzi jak na tłum, lecz Jego oko dostrzega pojedyncze osoby: ich problemy, rozterki, radości. To, co tworzy człowieka.

Czasami spotykam ludzi, którzy zrezygnowani wyznają, iż nie są nikomu potrzebni. Bo ktoś ich zranił, poniżył, odsunął od siebie, upokorzył, zniszczył ich marzenia. To szatańskie podszepty: że nikt cię już nie kocha, nie jesteś nikomu potrzebny, nikt cię nie chce.

Kiedy odkryje się w sobie oraz poczuje prawdę iż Bogu na tobie zależy, poczuje się jednocześnie przeogromną, szaloną miłość Boga. Uświadamiając sobie, jak kocha Ojciec, chce się być przy Nim. Trzymając za rękę, by nie zgubić się przypadkiem gdzieś na bezdrożach Babilonu.


poniedziałek, 6 grudnia 2010

Szyberdach


          Gdy któregoś dnia nauczał, siedzieli tam również faryzeusze i nauczyciele Prawa. Przyszli ze wszystkich okolic Galilei, Judei i z Jeruzalem. A moc Pańska była taka, że uzdrawiał. Pewnej chwili jacyś mężczyźni przynieśli na łożu sparaliżowanego człowieka i próbowali go wnieść i położyć przed Nim. Ponieważ z powodu tłumu nie znaleźli przejścia, żeby go wnieść, weszli na płaski dach i przez pułap spuścili go do środka razem z noszami, wprost przed Jezusa. Gdy zobaczył ich wiarę, powiedział: "Człowieku, odpuszczone są tobie twoje grzechy" (Łk 5,17-26)

 

Moc Pańska pozwala Jezusowi uzdrawiać. By skutecznie leczyć swoich pacjentów, lekarz musi poznać historię ich chorób oraz poznać przyczyny. Nie leczy się jedynie skutków choroby, ale wnika do ich sedna. Szuka źródła chorób, by potem zniszczyć je oraz by uleczenie było trwałe.

Gęsty tłum, przepychający się ludzie do cudownego uzdrowiciela. Każdy śpieszy ze swoimi dolegliwościami (a przecież każdy jakieś posiada). Koledzy jakiegoś paralityka znaleźli ekstremalne rozwiązanie na dotarcie do Jezusa: spuszczają kalekę przez pułap dachu. Mają wiarę, że ten wsławiony cudami człowiek uzdrowi chorego.

Zadziwiające, że Jezus nie mówi o uzdrowieniu z paraliżu, lecz o odpuszczeniu grzechów. Jak dobry Lekarz widzi od razu źródło paraliżu owego człowieka. Bo to grzech paraliżuje nasze kroki ku innym, paraliżuje miłość, życie rodzinne... Być może koledzy przynieśli pod stopu Jezusa swojego kompana, bo po prostu nie mogli z nim się porozumieć. Grzech paraliżuje wszelkie kontakty z otoczeniem.

Być może i my musimy kogoś zanieść w modlitwie przed Jezusowe stopy. Być może ktoś powinien zanieść nas. Jeżeli widzimy wokół nas brak konstruktywnych i dobrych relacji z innymi, przyczyna tego jest w grzechu. I tylko Chrystus może temu zaradzić. Jeśli odnajdzie w nas wiarę wyłamującą dachy na drodze do Niego.


niedziela, 5 grudnia 2010

Ogniomistrz


      W owym czasie wystąpił Jan Chrzciciel i nawoływał na judejskiej pustyni, mówiąc: "Nawróćcie się, bo blisko już jest królestwo niebieskie". On właśnie był tym zapowiedzianym poprzez proroka Izajasza: "Głos wołającego na pustkowiu: "Przygotujcie drogę Pana, wyrównajcie Jego ścieżki"". Jan miał odzienie z wielbłądziej sierści, a na swych biodrach skórzany pas. Jego pokarmem były szarańcze i polny miód. Przychodziła do niego wtedy Jerozolima, i cała Judea, i cały region Jordanu. Przyjmowali od niego chrzest w wodach Jordanu i wyznawali swoje grzechy. Kiedy zobaczył, że do jego chrztu przystępuje wielu faryzeuszów i saduceuszów, powiedział im: "O pomiocie żmij, kto was ostrzegł, by uciekać od zbliżającego się gniewu? Wydajcie zatem owoc godny nawrócenia! Nie sądźcie, że możecie sobie mówić: "Abrahama mamy za ojca". Zapewniam was bowiem, że Bóg potrafi z tych kamieni wzbudzić dzieci Abrahamowi. Już leży siekiera przy pniu tych drzew. Każde drzewo, które nie wydaje dobrego owocu, będzie wycięte i do ognia wrzucone. Ja was chrzczę w wodzie dla nawrócenia, a Ten idący za mną mocniejszy jest ode mnie. Nie jestem godny, by nieść Jego sandały. On was ochrzci w Duchu Świętym i w ogniu. Ma On w swym ręku szuflę do wiania. Dokona oczyszczenia na swoim klepisku i zbierze swoje ziarna w swoim spichrzu, a plewy spali ogniem nieugaszonym" (Mt 3,1-12)


Wielu proroków przepowiadało przyjście Mesjasza. Uważali się za głos Boga, który pragnie przygotować swój lud na to, co ma nastąpić. Napięcie przygotowań wzrasta wraz ze zbliżającym się momentem kulminacyjnym, jakiego się oczekuje. Widoczne to jest w działalności ostatniego z proroków, Jana Chrzciciela.

Misja tego proroka przypomina misję proroka Eliasza, proroka jak ogień. Pokutny, ubogi styl życia Jana przywodził na myśl tego proroka (2Krl 1,8), który zgodnie z wierzeniami miał poprzedzać przyjście obiecanego Mesjasza. To poprzedzanie, zarówno Eliaszowe, jak i Janowe, jest jednym głośnym wołaniem o nawrócenie. I nie chodzi tutaj o jednorazowy akt, lecz o ciągłe nawracanie się, czyli zmienianie swojego sposobu myślenia, wartościowania, a co za tym idzie: działania. Sam chrzest jest znakiem pokuty i skruchy wobec Boga – Miłości. Woda miała przypominać o źródle wody żywej, jaką jest Jahwe.

Cała misja Jana Chrzciciela koncentruje się na Przychodzącym. Jego wizja ma w sobie elementy eschatologicznej apokalipsy. Aż trzy raz w krótkiej przemowie Jana używa on słowa „ogień” (jakby powoływał się na Eliasza, proroka jak ogień!). Nie jest to ogień destrukcji, lecz oczyszczenia. Według tradycji bowiem, ofiary trawione przez ogień oczyszczone wznosiły się ku Bogu. Podobnie ludzie mają niebywałą okazję dokonać oczyszczenia przeglądając się w ogniu żywego Słowa, głoszonego przez proroka a potem przez samego Mesjasza. Wobec tego Słowa dokonuje się nasz sąd.

Ewangeliczne wołanie rozbrzmiewa w naszych uszach i dzisiaj. Dlaczego? Bo nadal potrzebujemy nawrócenia. Dzisiejszy Jan Chrzciciel (Kościół), przypomina, że nie mamy czasu na marnotrawienie życia, ale na szukanie takich chwil, które przybliżą nas do Królestwa.


sobota, 4 grudnia 2010

Ale trzoda!


      Jezus obchodził wszystkie miasta i wioski. Nauczał w tamtejszych synagogach, głosił Ewangelię królestwa i leczył wszystkie choroby i wszystkie słabości. A widząc tłumy ludzi, litował się nad nimi, bo byli znękani i porzuceni, jak owce nie mające pasterza. Wtedy rzekł do swych uczniów: "Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało. Proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo". Wtedy przywołał do siebie dwunastu swoich uczniów i udzielił im władzy nad duchami nieczystymi, aby je wypędzali i leczyli wszelkie choroby i wszelkie słabości. Tych to Dwunastu wysłał Jezus, dając im następujące wskazania: "Idźcie do owiec, które poginęły z domu Izraela. Idźcie i głoście: Bliskie już jest królestwo niebieskie. Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy. Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie" (Mt 9,35-10,1.5.6-8)

 

Owce bez pasterza pozostają bez opieki, otoczone ze wszystkich stron już nie troskliwym okiem pasterskim, lecz złowieszczymi oczami drapieżnych wilków, które tylko czyhają na łatwą zdobycz. W swojej sytuacji są bezbronne: nie umieją szybko biegać, nie mają kłów ani pazurów do obrony. Potrzebują obok kogoś, kto będzie ich bronił w sytuacji zagrożenia życia. Chrystus wypowiada w Ewangelii słowa, że bez Niego nic nie możemy uczynić. Bez bliskości Jezusa, szatan wykorzysta każdą okazję, by nas doprowadzić do zguby. Sami jesteśmy bezbronni jak owce wobec przewrotnej inteligencji oraz pokus zła.

Chrystus chcąc przedłużyć w sposób mistyczny swoją obecność na świecie ustanowił wspólnotę Kościoła. To w niej wierzący odnajdują bezpieczną drogę do domu Ojca. Już w jej trakcie uwidaczniają się wielkie znaki obecności Bożej, wobec których Zło musi uznać swoją porażkę. Przyjmując do serca Jezusa poprzez zbawczą tajemnicę Kościoła, możemy czuć się bezpieczni. Ale również sami, jako owce tej samej owczarni i jednego Pasterza, mamy dawać bezpieczeństwo innym. Przez swoją obecność oraz wiarę.


piątek, 3 grudnia 2010

Wiara otwierająca oczy


     Gdy Jezus stamtąd odchodził, poszło za Nim dwóch niewidomych. Wołając prosili: "Ulituj się nad nami, Synu Dawida". Kiedy wszedł do domu, ci ślepcy podeszli do Niego. Jezus powiedział im: "Czy wierzycie, że mam moc to uczynić?" Odpowiedzieli Mu: "Tak, Panie". Wtedy dotknął ich oczu, mówiąc: "Niech się wam stanie według waszej wiary". I otwarły się ich oczy. A Jezus surowo im przykazał, mówiąc: "Uważajcie, by nikt o tym nie wiedział". Lecz oni, gdy odeszli, rozsławili Go po całej tamtejszej krainie (Mt 9,27-31)

 

Być niewidomym na duszy, to nie umieć kroczyć w świetle dobra. To być zanurzonym w ciemności grzechu, nałogów, zniewoleń. Można przyzwyczaić się do takiego kroczenia po omacku przez życie. Można szukać towarzystwa podobnych do siebie, by pocieszyć się, iż nie jest się samemu w niedoli. Lecz w głębi serca człowiek odczuwa, że jest to sytuacja dająca tylko ułudę chwilowego szczęścia.

Dwoje niewidomych zapragnęło wyrwać się z nocy swoich upadków. Uwierzyli, że jest to możliwe oraz wykonalne. Być może pierwszy raz w swoim życiu poczuli wiarę w sens nowego życia.

Jezus docenia taką postawę. Ona otwiera oczy na inny świat. Na to, co dotychczas było otulone ciemnością. Ów tzw. „sekret mesjański” nie od razu jest zdolny przyjąć każdy człowiek. Stąd przykaz milczenia o cudzie. Jak jednak milczeć o tym, czego się doświadczyło? Jezus nie chce sławy cudotwórcy. Jest Kimś więcej: Zbawicielem od ciemności zła. Dwaj niewidomi tego osobiście doświadczyli. Czy inni uwierzą ich świadectwu?

Spotykając Chrystusa, spotykamy Światłość, która otwiera oczy na to, co dotychczas było dla nas zasłonięte i niejasne. Przeniknięte zostają ciemności naszego grzechu, otwierają się oczy na zbawienie. I niczego już więcej nie potrzeba.


czwartek, 2 grudnia 2010

Kurna chata


       Nie każdy wołający do mnie: "Panie, Panie", wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz spełniający wolę mojego Ojca, który jest w niebie. Otóż każdy, kto słucha tych moich słów i wykonuje je, podobny się stanie do człowieka mądrego, który swój dom zbudował na skale. Spadła ulewa, i ruszyły potoki, i wichry zadęły i rzuciły się na ten dom - a nie zawalił się, bo na skale ma swoje fundamenty. A każdy słuchający tych moich słów, a nie wykonujący ich, podobny się stanie do człowieka głupiego, który swój dom zbudował na piasku. Spadła ulewa, i ruszyły potoki, i wichry zadęły i uderzyły w ten dom - i zawalił się, a upadek jego był wielki" (Mt 7,21-21.24-27)

 

W ujęciu chrześcijańskim pokora to słuchanie Boga, czyli całkowite zdanie się na jego wolę. Pełnienie woli Boga nie traktowane jak niewola, lecz wolny, przemyślany wybór. To może czynić tylko człowiek, który kocha. Miłość sprawia, że można komuś zaufać, powierzyć swój los. Że można na kimś budować swoje życie.

Jezus na przykładzie dwojga budowniczych domu wskazuje, jak ważne dla chrześcijan jest zaufanie prowadzeniu Opatrzności. W rezultacie tylko taka duchowa postawa przynosi dojrzałe owoce spełnienia w życiu.

W innym fragmencie Ewangelii, Chrystus nazwał się kamieniem węgielnym; a więc fundamentem Kościoła, ale i każdego wierzącego. Budowla zbudowana na Panu wzrasta, nawet (zwłaszcza!) w czasie niesprzyjającym, trudnym, bolesnym. Kto cokolwiek buduje na fundamencie swojej rzekomej mądrości, w końcu okazuje się głupcem. Cóż dobrego możemy uczynić bez Boga?

Nie warto budować na piasku. Lepiej na skale. Wybieram więc Chrystusa. Razem zbudujemy dom pełen nieprzemijającego ciepła. Sam zawodzę siebie wiele razy. On nie zawodzi nigdy.


środa, 1 grudnia 2010

Jedzenie i jedzenia złudzenie


         Po odejściu stamtąd poszedł Jezus nad Jezioro Galilejskie i wszedłszy na górę, pozostał tam. Przyszły do Niego liczne tłumy, mające z sobą chromych, niewidomych, powykrzywianych, niemych i wielu innych podobnych. Położyli ich u Jego stóp, a On ich uzdrowił, tak że tłum był zdumiony. Widzieli bowiem niemych mówiących, powykrzywianych zdrowych, a chromych chodzących, a niewidomych widzących. Oddali za to chwałę Bogu Izraela. Jezus przywołał swoich uczniów i powiedział: "Współczuję temu ludowi, bo już trzy dni trwają przy mnie i nie mają co jeść. Nie chcę odprawić ich głodnych, aby nie osłabli w drodze". Uczniowie rzekli Mu na to: "Skąd na pustkowiu mamy wziąć tyle chleba, by taki tłum nakarmić?" A Jezus zapytał ich: "Ile chlebów macie?" Oni odpowiedzieli: "Siedem i trochę rybek". Wtedy kazał ludziom spocząć na ziemi. Wziął siedem chlebów i ryby i odmówiwszy dziękczynienie, połamał i dawał uczniom, a uczniowie gromadom. Wszyscy zjedli i nasycili się. Zbywające kawałki zebrali - siedem pełnych koszy!!! (Mt 15,29-37)

 

Nie przypadkowo ewangelista Mateusz wpierw pisze o licznych uzdrowieniach przez Jezusa a zaraz potem o cudownym rozmnożeniu chleba; o tym symbolu i zapowiedzi Eucharystii.

Uzdrowienie dokonuje się poprzez Chrystusa, gdy zechcemy powierzyć mu naszą duchową ślepotę, powykrzywianą historię życia, kalekie relacje z innymi. Trzeba położyć się u stóp Pana, czyli z pokorą uznać swoją niemoc. To jednak nie koniec terapii. Gdy zły duch opuści ciało, błąka się, a potem powraca z siedmioma swoimi kompanami, i stan człowieka jest gorszy niźli przedtem (zob. Łk 11, 24-26).

         Jezus wie o tym. Nie wystarczy jeden moment zbliżenia się do Niego. Trzeba w Nim trwać nieprzerwanie. Raz poznawszy Jego miłość, należy ją w sobie zachować i pielęgnować. Siedem chlebów to pokarm przeciwko siedmiu demonom.

Kto poznał prawdziwie miłość Pana, jest głodny Jego obecności. Chrystus daje więc siebie na pokarm, by nasycić nas do samego końca. I nawet mieć zapas na później! Tylko cud miłości Bożej może sprawić, iż nie będziesz szukał pokarmu na pustyni świata, błądząc i w końcu żywiąc się odpadami ze śmietnika – jak marnotrawny syn, który zjadał paszę świniom swojego pracodawcy.

Chleba i ryb starczy dla każdego. Możemy więc spocząć syci miłością przy Jezusie lub pędzić do koryta Babilonu, jak zwierzęta. Wybór należy do każdego z nas.


wtorek, 30 listopada 2010

Razem na rybki


      Idąc nad Jeziorem Galilejskim, zobaczył dwóch braci: Szymona, nazywanego teraz Piotrem, i Andrzeja, jego brata, gdy zarzucali sieci na jeziorze. Byli bowiem rybakami. Powiedział im: "Chodźcie ze mną, a uczynię was rybakami łowiącymi ludzi". Od razu zostawiwszy sieci, poszli za Nim. Idąc stamtąd dalej, zobaczył innych dwóch braci: Jakuba, [syna] Zebedeusza, i Jana, jego brata, którzy wtedy z Zebedeuszem, swoim ojcem, szykowali w łodzi sieci. Ich także wezwał. I oni od razu zostawiwszy łódź i swego ojca, poszli za Nim (Mt 4,18-22)

 

Pan Bóg jest Tym, który zawsze poszukuje człowieka. Na ścieżkach ogrodu Eden nawołując poszukuje Adama, który schował się ze wstydu w krzakach. Poprzez proroków poszukuje Izraela, jak ojciec swoje ukochane dziecko. Wreszcie w Chrystusie poszukuje człowieka, nie tylko nawołując, lecz powołując do bliskości!

Wspaniała jest pokora Boga, który zniża się do nas, staje człowiekiem. Poszukuje właściwego języka oraz drogi do każdego z nas. Niezależnie, czy ktoś jest prostym rybakiem z zapadłej wioski, czy bogatym celnikiem zdzierającym z ludzi pieniądze w komorze celnej.

Do rybaków mówi jak prosty rybak. Nie obiecuje złotych gór. Jedynie swoistą zmianę, która polega na uduchowieniu ich dotychczasowego życia; nadaniu nowego sensu oraz kierunku. Wielkość pierwszych uczniów Jezusowych polega nie na tym, że byli supermenami świętości. Ich zasługą jest to, że „od razu” zostawili wszystko, co było dla nich cenne (rodzinę, pracę, swoje rybackie „firmy”) i „poszli za Nim”.

Dwa pierwsze i najważniejsze, wynikające z siebie punkty programu życia powołanych: zostawić wszystko i pójść za Mistrzem. Dalej On sam poprowadzi.


poniedziałek, 29 listopada 2010

Żołnierska wiara


        Kiedy wszedł do Kafarnaum, zbliżył się do Niego pewien centurion i prosił mówiąc: "Panie, mój sługa leży w domu sparaliżowany i bardzo cierpi". Odpowiedział mu na to: "Uzdrowię go, kiedy przyjdę". A centurion powiedział: "Panie, nie jestem godny, abyś wszedł pod mój dach, lecz tylko słowem rozkaż, a mój sługa stanie się zdrowy. Bo i ja, choć jestem człowiekiem pod władzą, mam pod sobą żołnierzy. Temu rozkazuję: "Odmarsz", i odmaszerowuje; innemu: "Przystąp" - i przystępuje; a swojemu słudze: "Zrób to" - i robi". Gdy Jezus [to] usłyszał, wyraził swe uznanie i powiedział do tych, którzy [Mu] towarzyszyli: "Tak, mówię wam, takiej wiary nie znalazłem u nikogo w Izraelu. I oświadczam wam, że wielu przyjdzie ze wschodu i zachodu i zasiądzie w królestwie niebieskim razem z Abrahamem, z Izaakiem i Jakubem (Mt 8,5-11)

 

Centurion, dowódca rzymskiego wojska, jest w głębi człowiekiem dobrym. Martwi się o swojego sługę, z szacunkiem zwraca się do Jezusa o pomoc. Zapewne słyszał o mocy Mesjasza, o kontrowersjach jakie budził pośród Żydów. Chrystus odkrywa wiarę żołnierza. Konkretną, dosłowną, i szczerą. Do tego pokorną: „... nie jestem godny, abyś wszedł pod mój dach!”. Pomimo, iż był poganinem. Przez tą wiarę wyprzedził w drodze do Królestwa wielu tych, którzy uważali się za nieskalanych grzechem (przywódców religijnych Izraela).

Centurion uwierzył, że Jezus może nawet na odległość leczyć choroby. Dopuścił w Nim więc istnienie mocy Boga – Zbawcy. W przeciwieństwie do tych, którzy uważali, że jest jakimś szarlatanem mającym konszachty z Belzebubem.

Niektórzy chrześcijanie nie tyle oczekują Jezusa, co cudów z Jego ręki. Nie tyle chcą odkryć twarz Jezusa – Zbawcy, co Jezusa – Cudotwórcy. I to z czysto egoistycznych pobudek. Rzymski centurion może stać się nauczycielem naszej wiary. Jeżeli tylko tego zechcemy.


niedziela, 28 listopada 2010

Czuwaj wiarą, wiaro!


          Podobnie jak za dni Noego, tak będzie przy pojawieniu się Syna Człowieczego. Jak mianowicie w tamtych czasach, przed potopem, jedli i pili, żenili się i za mąż były wydawane, aż do dnia, gdy Noe wszedł do arki, i nie pojęli, aż przyszedł potop i zaczął gubić wszystkich, tak samo będzie z przyjściem Syna Człowieczego. Wtedy dwóch będzie na polu: jeden zostanie wzięty, a jeden odrzucony; dwie będą mełły na żarnach: jedna zostanie wzięta, a jedna odrzucona. A zatem czuwajcie, nie wiecie bowiem, o której godzinie Pan wasz przyjdzie. A to zauważcie, że gdyby gospodarz wiedział, o której straży przyjdzie złodziej, czuwałby i nie pozwoliłby włamać się do swojego domu. Dlatego i wy bądźcie gotowi, bo Syn Człowieczy przyjdzie o takiej godzinie, kiedy wy nie będziecie się spodziewać (Mt 24,37-44)

 

Czuwanie można by określić jako: bezsenne trwanie. Znaczy to, że aby czuwać, trzeba być trzeźwym, świadomym rzeczywistości. Czyli kierować się świadomością oraz przytomnością umysłu. Pod jednym słowem „czuwanie” kryje się więc konkretne wezwanie i trud do usuwania z siebie opieszałości, tak charakterystycznej dla człowieka sennego.

Chrześcijańskie czuwanie to przytomne zawierzenie swojego życia Bogu. Nie polega na statycznym trwaniu w nieruchomej pozie przed świętymi obrazkami. Chrześcijańskie czuwanie to dynamika, napięcie, działanie motywowane przybliżaniem się spotkania z przychodzącym Panem. Syn Człowieczy przyjdzie o niespodziewanej porze. Dlaczego? Zapewne jest to kolejny, przemyślany i wspaniały zamysł wychowawczy naszego Ojca. Nie znając godziny paruzji, musimy czuwać w każdej chwili życia. Żyć Słowem, które właściwie kształtuje oczekujące serce. Trzeba więc być stale gotowym na owo przyjście Zbawiciela. Będzie to piękne spotkanie. Także w swojej niespodziewaności. Dla człowieka wiary przybycie Pana nie będzie przykrym zaskoczeniem, lecz wspaniałą niespodzianką.


sobota, 27 listopada 2010

Modlitwociąg


        Uważajcie na siebie, aby wasze serca nie stały się ociężałe przez opilstwo, obżarstwo i starania o życie, aby nie zaskoczył was ów dzień niespodziewany jak potrzask. Bo on nagle przyjdzie na wszystkich, którzy znajdują się na obliczu całej ziemi. Czuwajcie każdej chwili, modląc się o to, abyście byli zdolni wyjść cało z tego wszystkiego, co ma nastąpić, i stanąć przed Synem Człowieczym" (Łk 21,34-36)

 

Czuwanie to oczekiwanie w gotowości; bycie przebudzonymi. Każde czekanie jest pełne napięcia. To przygotowanie na to, co ma nadejść. Oczywiście, wydarzenie oczekiwania przybiera różny charakter w zależności od tego, czy radośnie oczekujemy przybycia ukochanej osoby bądź jakiegoś fascynującego przeżycia, czy też oczekujemy jakiejś kary lub smutnego wydarzenia.

Oczekiwanie chrześcijan jest oczekiwaniem radości. Ale tylko tych, którzy traktują Jezusa jako ukochanego Oblubieńca, który się zbliża z każdą chwilą. W sercach tych, którzy traktują Boga jako surowego, bezlitosnego sędziego, nie ma miejsce na radość, gdyż mieszka w nich trwoga, strach, niepewność i lęk.

Ewangelista Łukasz poucza o owocnym czekaniu. To takie, w którym każda chwila życia staje się modlitwą. Modlitwa oddala lęk i pozwala spojrzeć dalej; poza niego. A tam promienieje oblicze Boga - Miłości.


piątek, 26 listopada 2010

Już tuż, tuż!


        I opowiedział im przypowieść: "Spójrzcie na drzewo figowe i na wszystkie drzewa. Gdy już wypuszczają pąki, widząc to sami wiecie, że blisko już lato. Tak również wy, kiedy zobaczycie, że to się dzieje, wiedzcie, że blisko jest królestwo Boże. O tak, oświadczam wam: nie przeminie to pokolenie, aż wszystko się stanie. Niebo i ziemia przeminą, a moje słowa nie przeminą (Łk 21,29-33)

 

Drzewo figowe jest biblijnym symbolem spełnienia i obfitości; słodkości błogosławieństwa. Dlatego Kościół, jako drzewo rodzące owoce zbawienia przyniesione przez Chrystusa, jest znakiem przybliżania się Królestwa Bożego. To we wspólnocie wierzących można rozpoznawać znaki czasów, które zapowiadają ponowne przyjście Jezusa w swojej chwale. Jest ono bliższe niż nam się wydaje.

Może dlatego, że ów czas uprzywilejowany (kairos) już trwa? Istotne więc wydaje się zapytać o nasze przygotowanie do spotkania z Oblubieńcem.

Paruzja – to nie koniec. To początek.


czwartek, 25 listopada 2010

Oblężenie - wyzwolenie - zbawienie


         Gdy zobaczycie, że Jeruzalem otoczone jest wojskiem, wtedy wiedzcie, że już blisko jest jego spustoszenie. Wtedy ci, którzy [będą] w Judei, niech uciekają w góry; ci w jej stolicy, niech wyjdą; ci na polach, niech do niej nie wchodzą, bo będą to dni pomsty, tak że spełni się wszystko, co napisane. Biada brzemiennym i karmiącym w te dni. Nastanie bowiem wielka przemoc na ziemi i gniew przeciw temu ludowi. Padać będą od ostrza miecza, do niewoli zostaną poprowadzeni między wszystkie ludy, poganie będą deptać Jeruzalem, aż dobiegną kresu czasy pogan. Pojawią się znaki na słońcu, i księżycu, i gwiazdach, a na ziemi udręka narodów z powodu bezradności wobec szumu morza i naporu fal. Ludzie mdleć będą ze strachu i z oczekiwania na to, co przyjść ma na ziemię, bo moce niebieskie zakołyszą się. Wtedy zobaczą Syna Człowieczego, jak przybywa w obłoku z mocą i wielkim majestatem. Gdy to zacznie się dziać, wyprostujcie się i podnieście swoje głowy, bo zbliża się wasze odkupienie" (Łk 21,20-28)

 

Jeruzalem stanowiło centrum życia Żydów. Było to centrum nie tylko religijne, ale też kulturowe. Jezus swoim przepowiadaniem potwierdza starożytne proroctwa prorockie. Taki obraz zniszczenia oraz degradacji świętego miasta jest skutkiem grzesznych działań ludzi. To konsekwencja zatwardziałości ich serc. Jeruzalem zostanie zrehabilitowane wraz z ponownym przyjściem Syna Człowieczego. Wraz z Nim przybędzie odkupienie. Nastanie Nowe Jeruzalem, gdzie jedynym prawem będzie miłość.

Jerozolima nieustannie, poprzez wieki jest nękana wojnami (czyli jest otoczona wojskiem). Bo odrzuciła Księcia Pokoju, mordując Go poza miastem. Wraz z tym, zamordowała w sobie pokój.

Podobnie z człowiekiem. Odrzucając Jezusa i Jego Ewangelię, nie zazna on prawdziwego pokoju serca.